poniedziałek, 2 kwietnia 2018

"Wszystkie pieniądze świata" (2018) - stary człowiek i noże

Niełatwego zadania podjął się reżyser “Obcego” i “Łowcy robotów”, kiedy zapragnął zmierzyć się z tragiczną, ale i też - gdyby przyjrzeć się temu z należytego dystansu, jakiego Scottowi nie brakuje - komiczną postacią Johna Paula Getty’ego, trzeciego tego imienia, który porwany 10 lipca 1973 w Rzymie przez kalabryjskich watażków, na oczach całego świata musiał zmierzyć się ze swoim przeznaczeniem mającym odmienić jego los i postrzeganie życia.


Ridley Scott z właściwym sobie rozmachem przystąpił do budowania napięcia i konfliktów, od jakich nieobca była rodzina Gettych, która być może tylko w tym nie różniła się od innych rodzin. Oto bowiem mamy spektakularne porwanie, żądanie okupu w wysokości siedemnastu milionów dolarów; dziadka porwanego młodzieńca znanego nie tylko z olbrzymiego bogactwa, ale i wielu węży pilnujących wszystkich jego kieszeni, nawet tych, do których nigdy nie zaglądał; zrozpaczoną matkę walczącą o odzyskanie syna oraz policjantów błądzących we włoskiej mgle zorganizowanej przestępczości, bowiem w pewnym momencie do gry wchodzi kalabryjska Ndrangheta, a z jej członkami żartować ponoć ciężko nawet o pogodzie.  


I choć paradoksalnie wokół słońca porwanego młodego człowieka obraca się ziemia filmowych wydarzeń, a determinacja jego matki dążącej do pomyślnego załatwienia sprawy z porywaczami budzi szczery podziw, to i tak najbardziej magnetyczną postacią jest sunący powoli w objęcia śmierci ekscentryczny i pewny siebie milioner posiadający duży dystans zarówno do siebie, świata, jak i pieniędzy, co poświadczać może tytuł napisanej przez niego książki: “Jak być bogatym”. Wydawcy ponoć obstawali przy słowie “zostać”, jednak Getty spuentował swoje stanowisko najgenialniej, jak było to tylko możliwe, twierdząc, że zostać jest łatwo i dokonać tego może byle idiota, jednak być bogatym, to już większe wyzwanie.     


“Wszystkie pieniądze świata” to nie tylko historia głośnego uprowadzenia czy wędrówka po świecie nieosiągalnym dla większości śmiertelników, ale także opowieść o tym, że czasem warto - jak to zwykło się mówić przy pełnym, ale i też pustym szkle - “być człowiekiem”, nawet jeśli, aby dojść do takiego stanu trzeba będzie stoczyć bitwę z tym, co w nas jest nieludzkiego i co odwodzi od bycia pożytecznym i użytecznym, w chwilach, kiedy takie postawy są wskazane. Ale i to może być zaledwie półprawdą, jakich pełen jest ten film, który - jak każdy film - ograniczony jest w swojej strukturze i operować może tylko nimi.