środa, 13 sierpnia 2014

"Gang Story" (2011) - przyjaźń kontra familia

Połączeni niewidzialną nicią, bez siebie nie potrafiliby istnieć, a istnieć przecież muszą zawsze. Jeden bez drugiego byłby tym, czym wojna nie zwieńczona pokojem. Nienawidzą się, bo tak się utarło, a i nie wypada inaczej, choć wydaje się, że nienawiść jednej ze stron bywa pełniejsza i staranniej wypracowana. Szanują się, zgodnie z zasadami, o których czasem można zapomnieć. Choć stoją po różnych stronach barykady, nierzadko cierpią na podobną przypadłość związaną z posiadaniem rodziny oraz wynikającą z niej rezygnacją.
Rezygnacją z życia, do jakiego zostali stworzeni. 
Jednych media nazywają gangsterami i obsypując deszczem złotem grawerowanych czcionek, stawiają im pomniki, rozbudowują legendy, nie pozwalają o nich zapomnieć. Drudzy to policjanci dostrzegani przez dziennikarzy przy okazji spektakularno-iluzorycznych sukcesów: zamknięć narkotykowych fabryk, pojmań poszukiwanych, przechwyceń porwanych, itd. Choć z pewnością o wiele bardziej interesujący, jako zdegenerowani, skorumpowani, mordujący w afekcie i bez niego czy posiadający zdolności nadprzyrodzone sprzedawane w pośpiechu scenarzystom seriali telewizyjnych zręcznie zamieniających je w wymierne korzyści finansowe. 
"Gang Story" w reżyserii Oliviera Marchala to sugestywny portret niegdysiejszego szefa organizacji przestępczej o charakterze zbrojnym specjalizującej się w napadach na banki, poczty, konwoje, Cygana Momo Vidala. Ze względu na dawną przyjaźń wplątuje się on się w aferę pachnącą mnogością paragrafów, a co najważniejsze tracąci spokój reprezentowany przez życie rodzinne oraz obwarowaną licznymi wyrzeczeniami i obowiązkami pozycję kochającego ojca i dziadka.
Więzy krwi przegrywają z dawną przyjaźnią, która odbezpiecza broń, gotowa jest jej użyć i tak właśnie czyni, komplikując życie niedawnego kryminalnego emeryta. Zmuszony do przewartościowania systemu filozoficznego Cygan Momo ponownie przekracza granice świata, gdzie rodzina jest pojęciem osłabiającym wolę, a konwersacje i negocjacje prowadzi się przy użyciu noża i ostrej amunicji.  
Film ukazuje Momo Vidala, jako człowieka majętnego, dojrzałego, ale też i zużytego: przetrąconego więzieniem, wspominającego lata dawno przebrzmiałej młodości, kiedy wszystko znaczyło tyle, co nic, a nic było więcej warte, niż wszystko; kiedy doładowywane potężnymi dawkami adrenaliny ciało zdolne było do działań z perspektywy czasu wydających się niemożliwymi, a świat leżał u stóp drżąc z obawy przed zadeptaniem. 
Udało się Marshalowi stworzyć film mieniący się wieloma barwami, z niejednoznacznymi bohaterami jakże różnymi od amerykańskich chłopców z ferajny rzucających grepsami i zerkających z ekranu czy aby śmiech publiczności osiągnął żądaną przez producentów ilość decybeli.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz