czwartek, 20 listopada 2014

"Infiltrowani" (2011) - w piekle idei

Ludzie jego pokroju głośno mówią o pokoju, z jeszcze większą zawziętością czyniąc wojnę i udowadniając całemu światu, że tylko zbrojna droga powieźć może ku wytęsknionym bramom ciszy i wytchnienia. Przekonują o swoim uduchowieniu, lojalności i honorze, pamiętając jednak, że broń można sprzedać dwóm stronom konfliktu (wojna iracko-irańska) ku ich obopólnej korzyści oraz zadowoleniu szwajcarskich bankierów stykających się ze światem idei prawdopodobnie wyłącznie podczas lektury dzieł klasycznej literatury.


Doskonale znany w Polsce komunistycznej i wielokrotnie w niej podejmowany, Abu Nidal, lider organizacji Fatah – Rada Rewolucyjna we francuskim filmie „Infiltrowani” w reżyserii Giacomo Battiato ukazany został, jako charyzmatyczny konstruktor sieci terroru uzależniony od whiskey, papierosów oraz mani wielkości nakazującej mu podejmować decyzje godne największych tyranów: nie istnieją dla niego granice, których przekroczyć nie można i kule pistoletowe, których wystrzelić nie sposób, a wszystko to podporządkowane jest jego osobistej wojnie z Jasirem Arafatem, OWP oraz – przede wszystkim – z narodem żydowskim odpowiedzialnym, jego nieskromnym zdaniem, za wszelkie zło, a nawet więcej. 


To nie on jednak, pomimo niekwestionowanej barwności, jest naczelnym bohaterem opowieści o tajemnym świecie służb specjalnych i ugrupowań terrorystycznych, lecz młody człowiek, Issam Mourad (Mehdi Dehbi), wychowanek jednego z obozów szkoleniowych Abu Nidala (Salim Dau) żarliwie wierzący w natchnione słowa swojego mentora.


Życie Issama jest pasmem ciągłych nieszczęść i strat określanych powszechnie, jako niepowetowane, od których ciężaru pozbawiony rodziny młody człowiek uwolnić się pragnie na drodze aktywnej działalności. Dzieje się, co następuje: idealistycznie postrzegający rzeczywistość młodzieniec pogrążony w cierpieniu trafia na dawno ukonstytuowaną radykalną dorosłość Nidala głoszącego hasła jakby stworzone do hucznego i spektakularnego wprowadzenia w obieg życia. I nagle ulice spływają krwią, skrzętnie odnotowywaną przez media całego świata pomne, że czerwień doskonale sprzyja wzrostowi cen za powierzchnię reklamową. 


A kiedy milknie filmowa historia na powierzchnię zdarzeń, nieproszone, a jednak niezbędne, wypływają naiwne pytania pozostające bez jednoznacznej odpowiedzi: jak wielu kryje się zagubionych młodych Issamów w meandrach arabskiej rzeczywistości, Issamów prowadzonych na postronku radykalnych haseł przez stale konsultujących się ze szwajcarskimi bankierami „bojowników”, dla których walka z „wzniosłymi hasłami” na spieczonych słońcem ustach stała się jedynym sposobem na zabicie dokuczliwej pustki? Ile ofiar pochłonął już konflikt izraelsko-palestyński i gdzie należy poszukiwać jego kresu istniejącego prawdopodobnie wyłącznie w piekle idei, dokąd zabrnęło już tak wielu, wracając stamtąd na marach. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz