środa, 8 lipca 2015

"Wspaniałe stulecie", Krościenko nad Dunajcem i kilka trudnych pytań

Zakończyła się pierwsza część „Wspaniałego Stulecia”, serialu, który zawładnął polskimi sercami, podobnie, jak serbskimi, bułgarskimi, irańskimi i... długo by wyliczać. Kto miał płakać, zapłakał, kto ma zapłakać, zapłacze, tak bowiem głosi historia, z którą liczyć się musieli scenarzyści wieloodcinkowej produkcji opiewającej rządy mądrego i sprawiedliwego sułtana, jakim Sulejman zwykł najczęściej bywać. 

Sulejman Wspaniały
Oprócz chwil, gdy jako poeta oddawał się natchnieniu i opiewał ładnymi słowy namiętność do ukochanych kobiet, jednak poetom zazwyczaj wybacza się więcej niż sułtanom, a to pewnie ze względu na cierpienie i duchowe rozterki powiązane z niełatwą przecież profesją.

Wielki wezyr Sokolovic
Nierozerwalnie związaną z losem Sulejmana była także postać Sokollu Mehmeda Paszy, bośniackiego brańca, który po ukończeniu adżemi olan, szkoły janczarów zrobił wielka karierę w seraju sułtana i choć zdarzały mu się militarne potknięcia, głowę swą doniósł na karku do naturalnej śmierci, jaka odwiedziła go w Stambule w roku 1579 i nie pytając o zgodę wzięła, co do niej należało. 

Sokollu Mehmed Pasza
Rozmyślałem o tej znaczącej dla historii Imperium Osmańskiego postaci planując kolejny krajowy weekendowy wypad w kierunku południowym i wiedziony banalnym skojarzeniem udałem się do Krościenka nad Dunajcem, aby tam wspiąć się na wysokość 747 metrów i z grani Sokolicy chłonąć widoki niezmiennie tytułowane zapierającymi dech w piersiach, jakie zapewne znaleźć także można na 419 kanale telewizora najnowszej – której to już z kolei? - generacji, jednak warto pamiętać, ze świat realny: ten, którego dotknąć można i posmakować bywa bardziej urokliwy od nawet najpiękniejszych kolorów opracowanych w laboratoriach japońskich i nie tylko koncernów.

Turystyka dojazdowa
Dystans 130 km, jaki dzielił mnie dookolnie – wybrałem dłuższą trasę – od celu pokonałem piątkowego popołudnia wielce lżąc zakorkowane krakowskie ulice wylotowe, ale też i bardzo radując się zerwaniem z łańcucha dni codziennych. 

Przygotowania do powrotu
Gotowość do powrotu
W trasie odnotowałem po raz kolejny, że kaganiec nowej ustawy działa niemal na wszystkich za wyjątkiem wkraczających w dorosłość chłopców, którzy godzinę wcześniej oddali wszystkie włosy w zakładzie fryzjerskim, co z pewnością zmotywowało ich do wyprzedzania motocykla na linii ciągłej w terenie zabudowanym z prędkością co najmniej dwa razy większą niż przewiduje prawo o ruchu drogowym. Wyprzedzić motocykl sunący przepisowo 50 km/h to jest dopiero coś! „Nie brookliński most”...

Cypel City
Znane mi z poprzednich wycieczek pole namiotowe zgotowało mi huczne przyjęcie: witało mnie blisko tysiąc entuzjastów nocowania na łonie, z czego połowa mówiła w języku czeskim, podobnie jak ich autokary i samochody hurtowo poupychane w każdym zakamarku olbrzymiego kempingu.

Cypel City - brama wjazdowa na pole namiotowe
Wieczorem pierwszego dnia pobytu na skrawku opłaconej na dwie doby ziemi podjąłem w gościnę dwóch motocyklistów ze Stalowej Woli, którzy zmierzali w pobliską, słowacką stronę na motocyklach Yamaha Royal i Road Star, które – podobnie jak ja z ich właścicielami – zawiązały nocne rozmowy.  

Przed nocnymi rozmowami
Nikt jednak nie rozmawiał o polityce, ani nie próbował o niej rozprawiać, co wielce mnie ucieszyło, bo często wydaje mi się, że ludzie nie potrafią debatować o czymś innym, np. o sposobach przygotowania pasty z łososia, lub o metodach bezpiecznego konsumowania śliwowicy łąckiej, o jakiej jeszcze się tu wspomni.

Małe piękne
Sama wieś Krościenko nad Dunajcem mimo swych niewielkich rozmiarów oferować może złaknionemu kontaktu z naturą turyście wiele atrakcji, spośród których do najbardziej oczywistych zaliczyć można śliwowicę z pobliskiego Łącka gotową stosunkowo szybko nawet najtęższych zuchów przenieść w zupełnie inny wymiar. 

Drzewo
Na przepitkę wejść można sobie na liczącą 747 metrów Sokolicę, lub na nieco wyższe Trzy Korony (982 metry), skąd w słoneczne dni dostrzec można niemal cały świat ze specjalnym uwzględnieniem jego tatrzańskiej części. A wieczorem? 

Baza do rozmyślań
Wieczorem siąść można nad wartkim prądem Dunajca i delikatnie mrużąc oczy wspomnieć czasy dawniejsze: na przykład średniowieczne i wyobrazić sobie krzepiące się miodem rycerstwo polskie zmierzające na taką lub inną bitkę organizowaną przez tego, lub tamtego króla, której efektem mogła być bądź to bohaterska śmierć w boju, bądź to bohaterskie śmierci w walce zadanie i powrót w chwale do rodzinnych kaszteli i dworów, gdzie spragnione mężowskiego ciepła niewiasty na miękkich nogach wypatrywały wojennych łupów, bo przecież żyć z czegoś trzeba było, oj, było! Tym bardziej, że powszechnie nie lubiana dziesięcina, jaką należało płacić świętemu kościołowi bolała wszystkich – możnych i biednych.

Cienie imperium
W drodze na Sokolicę napotkać można dwie tablice upamiętniające ważne chwile dla wielkich mężów polskich, z których każdy wiele wspólnego miał ze sprawą osmańską. Pierwszy, Jan III Sobieski - jak głosi napis oraz bardzo nieudany film - powstrzymał niewiernych ratując wiarę chrześcijańską, drugi zaś, Adam Mickiewicz po raz ostatni w swym życiu oddech złapał w pięknym mieście Stambule (a nie, jak błędnie podaje Wikipedia - Konstantynopolu), dzięki czemu dziś przy ulicy Tatli Badem Sokak pod numerem 23 na turystów czekają atrakcje w muzeum romantycznego poety.



Niezła to odskocznia do rozmyślań historycznych nie tylko dla miłośników „Wspaniałego stulecia”, gdyż to przecież Sulejman, a konkretnie wielki wezyr Ibrahim, jako seraskier w imieniu swego pana i władcy oblegał nieudanie Wiedeń, dając tym samym wyraźny sygnał dla przyszłych sułtanów, w którą stronę winni zwracać hardy wzrok w poszukiwaniu nowej sfery wpływów. Sułtan Mehmed czwarty tego imienia pomny klęski wojsk Sulejmana pod wiedeńskimi murami postanowił w roku 1683 rzucić na Wiedeń setki tysięcy wojsk pod wodzą znanego dobrze Polakom Kara Mustafy, w którego rolę w paradokumentalnym pomniku filmowym poświęconym wiedeńskiej bitwie wcielił się perfekcyjnie Jerzy Trela. I wtedy na arenie politycznych wydarzeń pojawił się Jan III Sobieski, który nie bez problemów formując misję ratunkową ruszył na skuteczną odsiecz braciom w wierze chrystusowej, aby polska myśl wojskowa zatriumfować mogła nad innymi myślami. I tak dalej...

Wchód na Sokolicę
Piękno przyrody opiewane w literaturze przy pomocy nierzadko najwymyślniejszych przymiotników i prawdziwym żarem natchnionych zdań ustąpić musi miejsca pięknu naturalnemu, które każdy odkryć musi po swojemu i wyłącznie dla siebie, a nie – jak w przypadku literackich opisów – dla publiczności. 

Przyroda
Szedłem zatem w milczeniu pod górę otoczony z każdej możliwej strony wysoko pnącą się florą oraz rozśpiewaną i roztreloną fauną, spośród której najbardziej poczciwie prezentowały się pospolite po psiemu kaczki próbujące wydrzeć tajemnice wartkiego nurty górskiej rzeki.

Fauna
Kiedy szczyt już zdobyłem i stanąłem na grani, na której tysiące przede mną stawało, przeraziłem się, bowiem pode mną była przepaść, jakiej nie życzyłbym największemu wrogowi, nade mną niebo, jakiego życzę najbliższym, przede mną widok na świat, a tuż obok utyskiwania rodaków: na to i na tamto, ale widać tak to już z rodakami być musi, że tu, w Polsce i tam, poza jej granicami znajdzie się coś, co przeszkadza w normalnym funkcjonowaniu. W tym wypadku była to grań Sokolicy, do której za strome prowadziło podejście, gdyż zdaniem rodaków powinno być mniej strome, najlepiej, gdyby były tu ruchome schody, a idealnym wprost rozwiązaniem galeria, ale nie taka, nie widokowa...







„A po nocy przychodzi dzień”...
Skłania wartki prąd Dunajca do refleksji zwłaszcza jeśli słoneczna kula zmęczona całodzienną podróżą po rozbłękitnionym niebie chowa się przed chciwym ludzkim wzrokiem, ustępując miejsca odwiecznemu rywalowi – księżycowi. Cofnąłem się więc w myślach do czasów, o jakich opowiada turecki serial „Wspaniale stulecie” i po raz kolejny na myśl przyszła mi jakże znamienna postać Ibrahima, który w pewnym momencie życia przeklinać musiał chwilę, kiedy jego ambicja połączona z umiłowaniem Sulejmana nakazały mu domagać się – choćby i w pokornym milczeniu - istotniejszych funkcji oferujących większe pole manewru, niż to, jakie przypisane było naczelnemu kamerdynerowi (has oda baszy), który i tak na sułtańskim dworze wiele miał do powiedzenia.

Okan Yalabik, jako Ibrahim we "Wspaniałym stuleciu" 
Dlaczego tak wielki mąż musiał zginąć* z woli tego, którego kochał najbardziej?, rozmyślałem sięgając pamięcią materiałów źródłowych, które interpretować można – podobnie jak życie w ówczesnym seraju sułtana – na co najmniej kilka sposobów, a każdy z nich bardzo bliski może być prawdy. Czy rzeczywiście chodziło o zazdrość i nienawiść jednej kobiety czy może ambicje urodzonego w greckiej Pardze - wtedy należącej do Republiki Weneckiej - wielkiego wezyra były zbyt niebezpieczne, aby Sulejman mógł dalej je tolerować bez względu na sympatię i miłość, jakimi z pewnością przez wiele lat obdarzał Ibrahima. I znów, pomyślałem, żądza władzy, a może i też po prostu krótkowzroczność doprowadziły do upadku – nie po raz pierwszy w historii – kogoś, kto przez długi czas odgrywał wielką rolę na szachownicy wydarzeń.
Gdzie leży prawda? W niebieskich oczach tej, która w pewnym momencie zniewoliła poetę i sułtana czy może w melancholijnej melodii skrzypiec tego, który pragnąc zbyt wiele ofiarował życie na loterii, gdzie żetony nie tylko przyjaciele stawiali, ale i śmiertelni wrogowie?



* Ktoś może uznać to za spoiler, jednak przytaczam tu fakt historyczny i jestem przekonany, że większość widzów „Wspaniałego stulecia” wie już niemal wszystko o losach bohaterów serialu.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz