poniedziałek, 2 listopada 2015

"Beasts of No Nation" (2015) - Apokalipsa wg naszych czasów

Rok temu poczęstował widzów dusznym klimatem Luizjany i metafizyczną rozprawką o odwiecznym konflikcie dobra i zła, bo taki był przecież pierwszy sezon serialu “Detektyw” zrealizowany wedle jego pomysłu. Temat zainteresowań Cary’ego Fukunagi nie zmienił się, mimo iż akcję swojej nowej produkcji umiejscowił w jednym z afrykańskich państw, gdzie przywołany konflikt przybiera najróżniejsze formy. Biorą w nim także udział dzieci, które od swoich europejskich czy amerykańskich rówieśników różnią się tylko tym, że perfekcyjnie opanowały niełatwą sztukę pozbawiania życia przy pomocy broni maszynowej najczęściej radzieckiej konstrukcji.


W afrykańskiej wiosce należącej do ogarniętego zbrojnym chaosem państwa rozpoczął Fukunaga film zrealizowany na podstawie powieści pochodzącego z Nigerii Uzodinmy Iweala. W początkowych migawkach zaprezentował rodzinę trzynastoletniego Agu (Abraham Attah), głównego bohatera, aby zaraz potem rzucić bezlitośnie na arenę zdarzeń żołnierzy jednej z walczących frakcji, którym nie w smak było podejrzenie, że rodzinna wioska podrostka kontrolowana być może przez watahy spod innych sztandarów. Swoje niezadowolenie żołnierze - jak to żołnierze - wyrazili przy pomocy ołowiu, gdyż inaczej uczuć swych - jak to żołnierze - przedstawić nie potrafili.


Pozbawiony domu, rodziny i nadziei Agu gubi się w buszu, gdzie odnaleziony zostaje przez charyzmatycznego Dowódcę (Idris Elba), który umożliwia chłopcu dokonanie pomsty na oprawcach najbliższych. Z entuzjazmem przyjmuje Agu propozycję i zaczynając od dźwigania skrzynek z amunicją daje się porwać niszczycielskiej mocy Marsa, choć nie ma przy nim nikogo, kto wytłumaczyłby mu bliżej rolę boga wojny w mitycznym świecie starożytnych Rzymian.   


Setki - a może tysiące? - dzieci zaplątanych jest w krajach afrykańskich w okropieństwa zbrojnych konfliktów i nie po raz pierwszy kino upomina się o zadumę nad tamtym rejonem świata, choć mało kto wierzy, aby mogło to coś zmienić. Bo przecież widz - podobnie jak w przypadku konsumpcji porannych makabrycznych wiadomości z prześcigających się w ich serwowaniu portali - wydać może z siebie wyłącznie ciężkie westchnienie wsparte ewentualnie mniej lub bardziej szczodrym datkiem na rzecz organizacji pokojowych działających w zapalnych rejonach świata.
Czy bohaterowie najnowszej produkcji Fukunagi rzeczywiście są nie przypisanymi do żadnego narodu bestiami? Pionkami manipulowanymi przez pomniejszych watażków marzących o najważniejszym fotelu w państwie co chwilę zmieniającym swój status? Nie udziela reżyser jednoznacznej odpowiedzi, choć o taką zawsze najprościej: pokazuje, demonstruje, przedstawia. I jest w tym wielce sugestywny…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz