niedziela, 6 marca 2016

"W objęciach węża" (2015)

XIX wiek w historii cywilizacji nie różnił się od innych wieków w sposób istotny, choć historycy z dumą mówią o wszędobylskich wtedy maszynach napędzanych parą oraz o elektryczności, za sprawą której zmienić się miało wszystko. Prawdopodobnie z wielką szkodą dla wielorybników dostarczających paliwo do lamp ulicznych przez masową eksterminację największych żyjących ssaków. 



Niemiecki etnograf Theodor Koch-Grunberg musiał o tym wiedzieć, dlatego wyruszył do amazońskiej dżungli, aby przed maszynami, elektrycznością, a może i też przed zmagającymi się z wizją utraty pracy wielorybnikami zdążyć zgłębić zwyczaje lokalnych plemion, o których wiedza za jego życia pozostawała co najwyżej mglista.  



Niestety, niemiecka nauka w pewnym momencie poniosła niepowetowaną stratę za sprawą malarii, która ostatecznie uśmierciła Theodora Kocha-Grunberga, aby pozostawić mógł on swoje zapiski, na podstawie których niemal sto lat później kolumbijski reżyser Ciro Guerra wyreżyserować mógł frapujący obraz doceniony na Festiwalu w Cannes w roku 2015. 



Akcja "W objęciach węża" toczy się dwutorowo, choć po jednej rzece, po której płyną wspomniany już niemiecki etnograf (Jan Bijvoet) oraz jego śladami kilkadziesiąt lat później amerykański profesor nauk przyrodniczych Richard Evan Schultes (Brionne Davis). Łączy ich nie tylko ciekawość, ale i przewodnik, Karamakate (Nibio Torres, Antonio Bolivar), indiański szaman wielce przywiązany do tradycji swojego ludu oraz wrogo nastawiony do białego człowieka próbującego siłą wprowadzić swój ład nawet tam, gdzie panuje on w sposób naturalny od tysiącleci - w bezkresach dżungli, w dorzeczu Amazonii.



Nawet w dziczy i głuszy dostrzec można obecność białego człowieka, który w walce o kauczuk pokazał się z jak najgorszej strony, tak jak i podczas pozostałych wojen. Natura jednak z zawziętą obojętnością znosi obecność tego, który wynalazł elektryczność, gdyż jest on dla niej zaledwie pyłem muskającym jej odwieczną strukturę, pyłem, który nieodwołalnie w każdej chwili zwiać może lekki nawet powiew wiatru, aby w jego miejscu pojawić się mógł pył kolejny.  



"W objęciach węża" to kino drogi, którą jest rzeka. Spływają nią główni bohaterowie podkreślając wyraźnie odmienność w postrzeganiu świata, który wedle indiańskiego przewodnika Karamakate znacznie jest prostszy od wizji kreślonych w uczonych księgach białych ludzi komplikujących rzeczy zupełnie tego nie warte.    



Reżyser wspominając naukowców swego czasu eksplorujących nieznane tereny próbuje także ocalić, to czego ocalić przed białym człowiekiem nie było sposób: indiańską filozofię życia w zgodzie z naturą, której potomkowie Cortesa i innych masowych morderców nigdy nie potrafili opanować. I nic nie wskazuje, że w przyszłości się to zmieni.  




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz