czwartek, 3 maja 2018

"Den Of Thieves" (2018) - z banku do banku

Policjanci i złodzieje. Krystaliczni kontra sprzedajni. Perłowi versus umoczeni. To wszystko już było. Światy czerni i bieli splecione ze sobą w ustawicznym zmaganiu. O większej liczbie kolorów wystrzelał w doskonałej “Gorączce” Michael Mann, nie przypuszczając zapewne, że dialog w barze między dwoma aktorskimi potęgami (De Niro, Pacino) stanie się jedną z bardziej elektryzujących scen w historii kina.  



Jego tropem z pewnością podążył Christan Gudegast znany choćby jako współscenarzysta całkiem rasowego “Odwetu” z Dieselem i wszędziewybuchającej produkcji “Londyn w ogniu” z Gerardem Butlerem, który wystąpił także na pierwszym planie w najnowszym filmie Gudegasta “Den Of Thieves” latającego po naszych ekranach pod tytułem “Skok stulecia”.


Co tu więc mamy? Jak się powiedziało: tropiących i tropionych. Oraz Los Angeles. Tu banki rabowane są częściej i gwałtowniej niż gdzie indziej, o czym z niejaką dumą poświadczają statystyki świadome, że legendy tworzy się także i w rynsztoku.


Jest grupa złodziei i grupa policjantów z biura szeryfa. Pierwsi chcąc wzbogacać się w sposób kolidujący z prawem, drudzy nierzadko na krawędzi tego, z czym pierwsi kolidują, chcą sprawić, by banki Miasta Aniołów okradane były rzadziej. Te dwie grupy bezpardonowo dążą do celu i to łączy je bardziej, niż wspólna herbatka wypita przed De Niro i Pacino w “Gorączce”, o której coś się tu już nadmieniło i jeszcze raz się wspomni.


Determinacja antagonistów jest godna podziwu. Obie strony pragną zrealizować wytyczony cel choćby po trupach. Beczą po kątach zaniedbywane żony, leje się alkohol w strip klubach, detonują się w głowie wspaniałe idee. Czeka na “zrobienie” nie rozdziewiczony jeszcze żadnym skokiem bank.   


A zatem wędrują ulicami miasta bohaterowie, których ścieżki muszą się przeciąć - ci dobrzy i ci źli. Przy czym dobrzy bywają także źli, a źli jak łatwo się domyślić, wiedzą czym jest dobro, choć korzystają z jego zasobów w sposób ograniczony. Z pewnością ze względu na limit transferu.
Ale między nimi sprytnie ustawił się jeszcze jeden gracz i to on rozdaje karty. Jeśli nie wszystkie, to z pewnością większość...


O filmach tego typu mówi się, że trzymają w napięciu. “Den Of Thieves” przykuwa wzrok od początku i mimo kilku ordynarnie rażących scenariuszowych bubli, za które ktoś już z pewnością pozwał autorów do sądu za zniewagę, bądź zrobi to niebawem, wybrzmiewa rasowo do samego końca. I choć nie tak znowu blisko “Skokowi stulecia” do przywołanej tu już dwukrotnie “Gorączki” można stwierdzić, że z podniesioną głową wędruję on ścieżką wytyczoną przez dzieło Michaela Manna i - całe szczęście - nie próbuje nim być.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz