niedziela, 20 maja 2018

"Gra o wszystko" (2017) - był sobie blef

Z tego filmu płynie wiele pouczających lekcji i morałów. A zwłaszcza ten jeden, znany od lat, którym chętnie posługiwali się ludzie zapisani nierzadko złotymi literami na kartach najczęściej nikczemnej historii cywilizacji ludzkich zwierząt: “nigdy się nie poddawaj”.


Powiedzieć łatwo, naprawdę nie paść pokonanym na kolana, trudniej. Ale nawet na nizinach egzystencji, nawet w pozycji horyzontalnej, zmusić się można do skoku, który dla każdego odmienne może mieć znamiona i oblicza.
Główna bohaterka, Molly Bloom chciała widzieć w życiu wiele, ale na początku jedno: olimpijskie złoto w narciarstwie na muldach. Amerykańscy bogowie chcieli jednak inaczej: kariera sportowa zachwiała się, a Molly Bloom przed podjęciem planowanych studiów prawniczych, postanowiła zrobić roczną przerwę od normalnego życia i uznała, że najłatwiej tego będzie dokonać w Los Angeles. Nie pomyliła się.


Dość szybko stała się ważną postacią pokerowych rozdań organizowanych przez szefa biura, gdzie oficjalnie pracowała jako sekretarka, na których pierwsze skrzypce - oprócz żetonów - odgrywały gwiazdy show biznesu, magnaci finansowi i amerykańscy bogowie wiedzą kto jeszcze. Po pewnym czasie Molly na własną rękę zaczęła organizować pokerowe partyjki. Zaznajomiona z interesem, pewną ręką zarządzała firmą. Do czasu, gdy jej działania zaczęły kolidować z 1955 paragrafem amerykańskiego kodeksu karnego oraz z planami rosyjskiej mafii.   


Gdyby z filmu odrzucić całą świetlistą otoczkę, blichtr pokerzystów grających u Molly, okazałoby się, że to uniwersalna, jakże uwielbiana przez międzynarodową widownię opowieść o zmaganiu się z życiem, słabościami, przeciwnościami generowanymi przez los oraz wrogów. Że w dynamicznie opowiedzianej historii niedoszłej zawodniczki olimpijskiej - a właściwie Historii, jednej z tych, w jakich kocha się Hollywood i za które gotowe jest płacić kolosalne stawki - każdy znajdzie okruchy własnego, niełatwego przecież żywota i ukradkiem ocierając jedną, bądź drugą łzę, rzeknie w duchu: wiem i ja coś o tym...



To film także podkreślający wielką aktorską klasę Jessiki Chastain, a także pean na cześć jej urody, seksapilu i inteligencji. Wiele dobrego powiedzieć można także o Idrisie Elbie, który wykazać się mógł - czego być może ostatnio mu brakuje - talentem dramatycznym i zgrabnie wcielając się w adwokata reprezentującego zaplątaną w amerykańskim systemie prawnym główną bohaterkę, Molly Bloom, żongluje nie tylko literą prawa, ale i głęboką znajomością ludzkiej natury.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz