poniedziałek, 4 czerwca 2018

"l'insulte" / Zniewaga (2017) - ja lepszy, ty gorszy, my ludzie

Istnieje wielkie prawdopodobieństwo, że świat arabski wraz ze swoją kulturą głośniejszy jest od europejskiego. Jego mieszkańcy potrafią płomiennie kochać, ale też iskrząco nienawidzić, a hałas, jaki przy tym wydają, potrafi zmrozić najtwardsze nawet serca. Owym szczególnym gwarem po raz kolejny zajął się urodzony w Libanie Ziad Doueiri, który po swoim doskonałym “Zamachu” z 2012 roku, ponownie w swojej podróży filmowej udał się na Bliski Wschód, do ojczystego kraju, aby tam przy pomocy znanych sobie i wypracowanych przez lata środków spróbować wyrazić niewyrażalne.


Istotą “L’insulte” (Zniewaga) jest konflikt zainicjowany zdawałoby się pozornym, mało znaczącym wydarzeniem, w efekcie którego Palestyńczyk Yasser Abdallah Salameh lży Libańczyka Tony’ego Hannę. Poszkodowany żąda zadośćuczynienia w postaci przeprosin, jednak, kiedy do nich dochodzi, sytuacja komplikuje się za sprawą ciosu Yassera, który obrażony słowami Tony’ego, łamie mu w gniewie dwa żebra.


Nie o szkody fizyczne jednak - choć i do nich w filmie się dochodzi - toczy się gra w kipiącej namiętnością produkcji Doueirego. Film pokazuje, jak daleko posunąć się można w imię wyznawanych zasad - z jednej strony mamy broniącego kultury swojego kraju Libańczyka, z drugiej, “wiecznego uchodźcę” z Palestyny z wysoko rozwiniętym poczuciem własnej wartości oraz wielkiej krzywdy swojego narodu. Wprost piekielna to konfiguracja!  


“Zniewaga” to przejmujący i poruszający portret rogu, w jaki zapędzić człowieka może ślepy gniew i odrzucenie rozwiązań kompromisowych. Wszystko jest grą w imię idei, zdaje się mówić libański reżyser, i choć dla stron konfliktu są one różne, gniew pomagający je interpretować, a nawet nadinterpretować, taki sam jest we wszystkich zakątkach świata. I potrafi zmusić człowieka do okrutnych działań.   
To także wnikliwa analiza mikro konfliktu, który przy sprzyjającym wietrze i krzykaczach po jednej i drugiej stronie, wywołać mógłby starcia w skali makro, niosące w sobie strach, cierpienie, a nawet śmierć dla dziesiątek, jeśli nie setek osób.  


I mimo początkowych przypuszczeń - wskazywał na to opis filmu: konflikt pomiędzy libańskim chrześcijaninem, a palestyńskim muzułmaninem - Doueri zdołał całkiem gładko wywinąć się od taniego moralizowania i łopatologii nieobcej tego typu produkcjom, gdzie na szeroką wodę rzucone zostają dwa zwalczające się antagonizmy, aby w finalnej scenie objąć się braterskim uściskiem i trwać w nim aż po kres wszystkiego.   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz