Ilekroć wpatruję się w morski bezkres, kojarzy mi się on z nieograniczoną wolnością, co jest oczywiście błędem. W świecie determinowanym przez Naturę i zaludnianym przez determinowanych co dzień ludzi pojęcie wolności nieograniczonej nie ma prawa istnieć. Morze w swojej wielkości także podlega ograniczeniom: jego swobodzie zagraża przecież ląd. I somalijscy piraci.
Nie tak dawno pojawił się w kinach “Kapitan Phillips”, amerykański film przybliżający dość skomplikowane zagadnienie morskich uprowadzeń. Najpierw jednak sięgnąłem po duński film z roku ubiegłego: opowiada się tam historię siedmiu marynarzy, członków załogi statku Rozen, którzy mieli pecha znaleźć się w zasięgu wzroku uzbrojonych w kałasznikowy mężczyzn próbujących zarobić parę groszy.
Przejęcie cywilnego statku na pełnym morzu to ponoć pestka i nie trzeba przechodzić żadnych wymyślnych szkoleń, aby tego dokonać. Abordaż przeprowadza się z niewielkich łodzi motorowych. Potem wystarczy wystrzelić w powietrze trochę ołowiu, aby zagęścić atmosferę i wtrącić do niej tak potrzebnej piratom niepewności. I tak właśnie los spotyka statek pod duńską banderą. Nie mają pojęcia nieszczęśni marynarze jak długo potrwa ich koszmar i mam takie przeczucie, że woleliby nie wiedzieć.
Tymczasem w odległej Danii dyrektor dużej agencji morskiej szykuje się do negocjacji, gdyż nie ma innego wyjścia, a nawet jeśliby wydało mu się, że takie istnieje, bardzo prędko zrozumiałby w jak wielkim znajduje się błędzie.
Żądania piratów są klarowne: tyle i tyle. Dyrektor przecząco odpowiada zaniżając radykalnie bardzo wysoką kwotę. Zaczynają się twarde, biznesowe negocjacje, które potrwać mają kilka miesięcy. Kamera podgląda życie to tu, to tam, przy czym przez “tu” rozumie się statek, a przez “tam” siedzibę agencji morskiej. Napięcie wzrasta. Dni mijają. Odebrana marynarzom wolność wydaje się być coraz większą abstrakcją… oj, dolo, dolo!
“Porwanie” w sposób chłodny, stonowany, typowy dla kina skandynawskiego próbuje opowiedzieć dwa dramaty: jeden będący udziałem porwanych marynarzy, drugi obsadzony przez dyrektora agencji morskiej. W dramatach tych dość istotne wydaje się podkreślenie, że życie marynarzy zależy od ich dyrektora, a los dyrektorski związany jest z życiem marynarzy, bowiem w wypadku niepowodzenia w negocjacjach rada nadzorcza podjąć może najróżniejsze decyzje. Dlatego właśnie nazywa się ją nadzorczą. .
Reżyser mocno to w “Porwaniu” podkreśla ukazując dwa rodzaje napięć: pierwszy w wyperfumowanych, wysterlizowanych wnętrzach świetnie prosperującej agencji morskiej, gdzie nie ma miejsca na emocje, a świadomość, że pieniądz zawsze robi pieniądz jest starannie pielęgnowana oraz drugie, w smrodzie zapyziałego kambuza, gdzie jedni mężczyźni z pistoletami maszynowymi niewolą mężczyzn bezbronnych tylko dlatego, że tak było zawsze i tak zawsze będzie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz