poniedziałek, 10 lutego 2014

"Układ" - terror na wysokim szczeblu

Zamachy terrorystyczne znane są ludzkości od bardzo dawna, a ich nadrzędne cele od lat pozostają niezmienne. W chwili, kiedy w niepamięć odeszła działalność Frakcji Czerwonej Armii, a IRA zapadła w drzemkę przez niektórych nazywaną poobiednią, na scenie pojawił się terroryzm w wersji muzułmańskiej: nieobliczalny, fanatyczny, gotowy na wszystko. Podobno nawet na jeszcze więcej.
Kiedy na jednym z londyńskich targów wybucha zainstalowana na ciężarówce bomba zabijając 120 osób, błyskawicznie przeprowadzone śledztwo przynosi rozwiązanie. Tak rozpoczyna się “Układ” w reżyserii Stevena Knighta (także autor scenariusza m.in. znakomitych “Wschodnich obietnic” Davida Cronenberga).


Pojmany Turek, Farroukh Erdogan zostaje poddany śledczej obróbce, jednak jak wiadomo, nawet na Wyspach Brytyjskich największemu nawet niegodziwcowi przysługuje prawo do obrony. I tu na scenę wkraczają obrońca Martin Vickers (Erick Bana) oraz adwokat specjalny Claudia Simmons-Howe (Rebecca Hall), przy czym muszę podkreślić, że rola tej drugiej zajmuje - zgodnie z nazwą - specjalne miejsce w angielskim systemie prawnym, na którym słabo się wyznaję. 

  
Paradoksem rozprawy, na której rozstrzygnąć się mają losy młodego Turka jest fakt, że część dowodów wniesionych przez oskarżenie nie może zostać podana do publicznej wiadomości ze względu na narodowe bezpieczeństwo. Mogą one zostać ujawnione wyłącznie podczas tajnego posiedzenia sądu na specjalny - bo jakiż by inny? - wniosek specjalnej pani adwokat.


Czas pozostały do rozprawy biegnie, jak opętany, a kiedy widz przypomina sobie - a wie o tym od początku filmu - samobójstwo pierwszego adwokata Erdogana, sprawy zaczynają przedstawiać się zupełnie inaczej, a drugie dno, jakie posiadały, ewoluuje w trzecie, a może i nawet w dziesiąte. Kto jest kim?. Nie wiadomo. I jest to z pewnością wielki plus tego obrazu: zagadka rodzi zagadkę, czerń wydaje się czernią, ale przecież nikogo nie dziwi, że potrafi nagle przemienić się w biel...


Brytyjski system sprawiedliwości, podobnie jak inne systemy potrafi być także szokująco niesprawiedliwy, choć w wypadku “Układu” geneza niesprawiedliwości czai się głębiej, a może po prostu: wyżej. Po zmierzeniu się z perypetiami wzbudzających sympatię adwokatów pomyśleć można chyba tylko jedno: człowiek, jakkolwiek stworzony do odważania pasztetowej i ogórków kiszonych na coraz bardziej zaawansowanych technologicznie wagach, gubi się niejednokrotnie podczas obsługi tej należącej do Temidy. Poza tym nie ma on - w przeciwieństwie do greckiej bogini - rogu obfitości oraz zawiązanych oczu, a to ponoć jest sprawiedliwości niezbędne.  
W innym wypadku należy liczyć się z układami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz