niedziela, 7 lutego 2016

"Bajrangi Bhaijaan" (2015) - Bollywood w sprawie pojednania

W ubiegłym, mało wspaniałym stuleciu między Indiami, a Pakistanem czterokrotnie wybuchał konflikt zbrojny chyba tylko po to, aby śmierć znaleźć w nim mogły miliony ofiar, które najwyraźniej żyć obok siebie nie mogły, gdyż jedne były hinduistami, inne muzułmanami, bądź sikhami, a jak wiadomo różność nie sprzyja stabilizacji i pokojowi.



Indyjscy twórcy pamiętając o krwi spływającej nie tylko w górach Kaszmiru postanowili wykrzyczeć, że ludzkie zwierzęta powinny - choć nie jest pewne czy potrafią - wznieść się ponad wytworzone przez siebie podziały i zrozumieć, to o czym już dawno zapomniały: człowiek jest jeden niezależnie od koloru skóry, pochodzenia, wyznania czy przekonań politycznych.




A zrobił to konkretnie reżyser Kabir Khan opowiadając przejmująco historię sześcioletniej, niemej pakistańskiej dziewczynki, która gubiąc się w Indiach stała się częścią serca pewnego dobrotliwego mężczyzny o imieniu Pawan (Salman Khan). Poczciwiec za sprawę honoru stawia sobie odnalezienie domu Shahidy (Harshaali Malhotra), co nie będzie ani łatwe, ani kolorowe, choć w żywych,

jaskrawych barwach przedstawił reżyser świat, w jakim przyszło głównym bohaterom przebywać przez sto sześćdziesiąt minut mijających z prędkością z jaką zazwyczaj schodzą lawiny w pięknych górach Kaszmir, gdzie - jak się rzekło - krwi zdarzało się płynąć szerokim strumieniem.



Znalazło się w tym doskonałym obrazie - jak na Bollywood przystało - także miejsce dla piosenek okraszonych prostymi tekstami o sprawach oczywistych oraz dla tańca, bo przecież wiadomo, że gdy jest melodia, miejsce musi się znaleźć także dla pląsów. I to nie byle jakich!




Długa i niełatwa droga czeka parę głównych bohaterów tym bardziej, że niema i nie potrafiąca pisać dziewczynka nie może udzielić wskazówek mogących sprawić, aby miejsce jej zamieszkania przestało być tajemnicą dla pomagającego jej altruiście traktującego świat, jako prostym językiem spisaną księgę, gdzie panuje ład, porządek, a kłamstwo jest terminem wrogim i niepożądanym.




Wyruszają zatem w podróż mała dziewczynka o szeroko otwartych, ciekawych świata oczach oraz uśmiechnięty mężczyzna, dla którego wszystko, nawet spotykające go zło jest darem losu, a każde żywe stworzenie boską emanacją,




I tak oto staje się Shadida wraz z pozyskanym bratem i przyjacielem, Pawanem idealistycznym wezwaniem do obalenia granic, do zatarcia podziałów, jakie przez tysiąclecia wytworzyły przy aktywnym udziale zainteresowanych religie świata. A jeśli zniesienie granic w pewnych częściach świata okaże się zbyt wielkim wyzwaniem, co jest wysoce prawdopodobne, to chociaż do próby refleksji nad tym, co jest, a co mogłoby nastąpić, choć nie zmieni to, niestety, faktu, że piękne góry Kaszmir znów mogą się okryć purpurą.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz