poniedziałek, 18 lipca 2016

"Penny Dreadful" (2014 - 2016) - Czas nie leczy ran

Po bezkresnym oceanie serialowych produkcji przez trzy sezony dryfował okręt pod dostojną, czarną banderą napędzany melancholią, smutkiem, żalem, poczuciem klęski, nieznośnością przemijania, bezwzględnością czasu, poczuciem marności wobec wytrawnych sztychów Losu oraz drobinkami szczęścia rozdmuchiwanymi nie przez wiatr historii, lecz przez samych bohaterów nie umiejących poradzić sobie z ich posiadaniem.


Szczęście bowiem potrafi być wielkim przekleństwem - jakże dobrze wie o tym choćby Dorian Grey - naiwną mrzonką przypominającą zachód słońca odmalowany dłonią malarskiego wyrobnika próbującego przekonać gawiedź o nieprzemijającym pięknie świata.  


Zgrabnie John Logan, twórca serialu, splótł z sobą losy bohaterów znanych z kultury popularnej i dając im nowe życie oraz nowe cele przymusił do konfrontacji nie tyle z sytuacjami, w jakich musieli się odnaleźć, lecz z samymi sobą, z własnymi pragnieniami, słabościami oraz dążeniami niejednokrotnie przerastającymi ich ograniczone możliwości. Boleśnie przekonał się o tym zarówno doktor Victor Frankenstein, jak i stworzone przez niego monstra, które otrzymując nowe życie zapragnęły odnaleźć los utracony, co jest przecież niemożliwe, gdyż zgodnie z odwieczną naturą świata przeszłość nie może na powrót stać się teraźniejszością.   


Nie tylko jednak zawiłość charakterologiczna głównych bohaterów zasługuje na owacje na stojąco. O nie dopraszają się także kreacje aktorskie z być może najpiękniejszą i najbardziej utalentowaną aktorką współczesną, Evą Green, która wcielając się w rolę kobiety o wysokim stopniu psychologicznego zaburzenia i emocjonalnej niestabilności wyznaczyła nową jakość aktorskiej ekspresji godną najwyższego uznania i wszelkich możliwych nagród.


Zachwycać w “Penny Dreadful” mogą także dialogi prowadzone w tonie nieco patetycznym, choć zrozumiałym ze względu na gotycką konwencję serialu, w których uzewnętrzniają się natury głównych bohaterów zarówno tych negatywnych, jak i pozytywnych, mimo iż po prawdzie żaden z nich nie jest do końca zarówno pierwszym, jak i drugim. A mówią przede wszystkim bohaterowie o tym, co musiałoby się stać, aby odzyskali spokój, wiedząc doskonale, że to niepokój przypisany jest ludzkiej naturze.  


Wpatrując się w napis “The End” bezwzględnie obwieszczający koniec zmagań potworów, półpotworów i ludzi oraz wspominając ostatnie sceny trzy sezonowej epopei o bólu i niemożności jego zredukowania można odnieść wrażenie, że na nowo odżyła epoka schyłku wieku, osławionego “fin de siècle”, w której runąć musi wszystko i dla wszystkich, aby z powstałego gruzu zrodzić mogło się nowe, choć nie jest pewne czy będzie ono lepsze od tego, co było. A zresztą: czyż koniec nie powinien być po prostu końcem?


Serialowe zakończenie choć jest wielkim szczęściem dla pogrążonej w mroku ludzkości, tak jest przede wszystkim bezmiernym dramatem jednostki, niepowetowaną stratą oraz pustką, której prawdopodobnie nic nie będzie w stanie wypełnić.
I to jest Zakończenie.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz