środa, 14 grudnia 2016

"Namiętność w miejscu publicznym" (2008) - myśli osaczonego

Kiedy w roku 2008 ukazała się moja powieść “Namiętność w miejscu publicznym” publikacje elektroniczne - mimo iż obecne na rynku - cieszyły się popularnością równie wielką, jak wycieczki objazdowe po Korei Północnej, jednak pewne było, że sytuacja ta odmieni się, a papier, na którym przez stulecia człowiek zwykł unieśmiertelniać zarówno swoją mądrość, jak i głupotę, straci na dotychczasowym znaczeniu. Nie tylko dlatego, że nie można przy jego pomocy zapolować na Pokemona.


Dziś rynek publikacji elektronicznych jest tak szeroki, jak rynek zbytu Państwa Środka oferującego wszystko to, co potrzebne oraz to, czego nikt nie uznałby  za przydatne. Znalazło się nim miejsce także i dla “Namiętności w miejscu publicznym”. Żadna to, oczywiście, konkurencja dla mnogości dóbr zalewających sklepy i portale sprzedażowe. Nie tylko dlatego, że w powieść nie da się modnie ubrać, ani przyrządzić w niej dzika po serbsko-norwesku w sosie z astrachańskich jesiotrów doprawionym solą z wczorajszego oddechu antylopy i śmietanką uzyskaną z tak rzadkich, że prawie nieistniejących larw oto-oto.     
Powieść oferowana jest w formie zgodnej z ideą zawartą w nazwie polecającego ją serwisu: najpierw przeczytaj, a później - jeśli uznasz, że nie popełniasz błędu - zapłać, choć nie jest to warunek konieczny.
Pobrać można ją na stronie w najpopularniejszych formatach (pdf, epub, mobi):


O samej powieści pisałem już kilkukrotnie i gdybym miał dodać coś jeszcze, z całą pewnością zwróciłbym uwagę, że mimo nazbyt oczywistego tytuły rzecz nie do końca opowiada o namiętności, choć i ona również pojawia się między wierszami, lecz o dziwnym i głośnym świecie, który osaczając głównego bohatera, zdaje się jawić jeszcze bardziej absurdalnie, niż ma w zwyczaju. .   

Ci zaś Czytelnicy, którzy sugerując się tytułem szukać będą łatwego czytadła, gdzie jest on, ona i ich nieśmiertelne pragnienia zawiązania srogo się zawiodą, bowiem powieść nie jest łatwa w odbiorze nie tylko ze względu na język, choć śmiem twierdzić, że jej dynamika i rytm wpaść może w “ucho” tym, dla których literatura to coś więcej niż najnowsze dzieła - dajmy na to - bardzo popularnego amerykańskiego autora powieści grozy próbującego z niesłabnącym uporem zbliżyć się do dorobku Barbary Cartland.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz