wtorek, 14 marca 2017

"Kilo Two Bravo" (2014) - saper myli się tylko dwa razy

O wojnie w Afganistanie w świecie filmu powiedziano do tej pory wiele. Z pewnością nie opowiedziano jednak wszystkiego, gdyż konflikt po którego jednej stronie stoją Talibowie oraz wspierające ich siły, po drugiej zaś sprzymierzone wojska Sojuszu Północnoatlantyckiego wygenerował z pewnością setki zdarzeń mogących przykuć uwagę widza złaknionego wieści z pola walki.
“Two Kilo Bravo” Paula Katisa  jest taką opowieścią.


Ze swadą w filmie oddane zostały relacje między odbywającymi służbę żołnierzami, zaś wypełniająca je ironia, czarny humor i umiejętnie kontrolowana złośliwość świadczą, że twórcy filmu zadbali o wysoki poziom realizmu. Zamiast w usta bohaterów wydarzeń włożyć górnolotne frazesy o koszmarze umierania za wolność z dala od stron ojczystych, wypełnili je nierzadko kloacznym humorem, bez jakiego nie może się obejść - i z pewnością się nie obchodzi - żadna jednostka wojskowa. Zamiast cukierkowych przemówień o “wielkich potrzebach”, “porażającym obowiązku” czy “nieodwołalnej konieczności” żołnierze przekrzykują się przy użyciu słów, jakie z lubością cytuje prasa brukowa, kiedy udaje się jej przyłapać posługującego się nimi kogoś aktualnie bardzo ważnego.  


I tak oto wśród żartów nieprzystojnych, niecenzuralnych, nieobyczajnych, a najczęściej po prostu głupkowatych i niesmacznych pozwala się patrol żołnierzy obezwładnić pamiątce po dawnej wojnie radziecko-afgańskiej: wyjątkowo złośliwej i perfidnej minie przeciwpiechotnej skonstruowanej po to by ofierze zadać wiele cierpienia oraz dostarczyć chwil, kiedy będzie modlić się ona o nie chcącą nadejść śmierć.


Głupkowata radość żołnierzy nieoczekiwanie zmienia się w pełną konsternacji ciszę zakłócaną początkowo nawoływaniem o pomoc, a później tykającymi wskazówkami zegara odmierzającymi czas do przybycia pomocy z zewnątrz, kiedy wiadomo już, że środki medyczne pozostające do dyspozycji sanitariusza zajmującego się rażonym zespołem nie rozwiążą problemu oderwanych od ciała kończyn i z trudem powstrzymywanego krwotoku.  
I tu znów wielkie brawa dla twórców, gdyż w jękach rannych rzadko przewija się histeria i boguojczyźniane frazesy, natomiast częściej rozładowujący napięcie, głupkowaty humor, który być może stanowi najlepsze lekarstwo na ciemną stronę rzeczywistości.  


W “Kilo Two Bravo” bez patosu, etosu i wielkich słów opowiedziana została historia przyjaźni i braterstwa między żołnierzami jednej kompanii, którzy znaleźli się w miejscu, gdzie nikt nigdy w historii cywilizacji istot myślących nie ogłosił się zwycięzcą i prawdopodobnie nie zdoła tego uczynić. A gdyby ktoś koniecznie chciał zapytać się, jaki morał płynie z rozgrywającej się wypalających wzrok plenerach historii, wypadałoby odpowiedzieć: każdego rodzaju.   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz