niedziela, 5 marca 2017

"Chevalier" (2015) - A statek płynie...

Gdyby zdolność do tworzenia sztuki na wysokim poziomie abstrakcji - jak głoszą teorie - związana była z poziomem zamożności społeczeństwa, Grecja byłaby supermocarstwem. Potwierdza to niezwykły, choć z pewnością do hermetycznego grona adresowany film Athiny Rachel Tsangari, specjalistki od kina niebanalnego i niełatwego w odbiorze.   


Rodzimi teoretycy literatury po obejrzeniu filmu musieliby stwierdzić i z pewnością przyszłoby to im z łatwością: toż to dzieło Gombrowiczem podszyte. Co więcej: być może to nawet adaptacja nieznanego jeszcze światu dzieła jednego z najsłynniejszych polskich emigrantów wciąż wywołującego emocje, kontrowersje, nie tylko ze we względu na pogrobowe utwory.  


Mamy bowiem w greckiej produkcji wszystko, co trzeba, aby stwierdzenie dopiero co przywołanych teoretyków literatury nabrało rumieńców: scenerię, jakby wyrwaną z rozhukanej i rozpędzonej rzeczywistości oraz kilku bohaterów przepędzających wakacyjnie czas na luksusowym statku wśród lazurowych fal Morza Egejskiego, o którego urokach napisano wiele.


Nie mamy wprawdzie żadnej tajemnicy - chyba, że przyjmiemy za tajemnicę sam fakt istnienia bohaterów - nie dynda na drzewie martwy ptaszek, nikt nikogo nie podejrzewa, ani nikt niczego nie ukrywa. Co się w takim robi w filmie Tsangari? Ano, rozprawia. A także podgląda, ocenia, punktuje, odnotowuje. Bohaterowie filmu bowiem w pewnym momencie dochodzą do wniosku, że gra towarzyska polegająca na ocenianiu siebie nawzajem umili im ten czas morskiej podróży, którego umilić nie potrafi nurkowanie czy połów ryb. I podglądają siebie nawzajem wczasujący się Grecy, a każdy z nich stara się celująco wywiązać z roli podglądającego i podglądanego.   


Co ciekawe, film jakby programowo nie chce przynależeć do kina współczesnego, bowiem nie komentuje współczesności, a jego przekaz uniwersalny jest, jak ten znany z klasycznych greckich tragedii. Ani jedno zdanie wypowiedziane ustami bohaterów nie nawiązuje do skomplikowanej sytuacji finansowej w jakiej znalazło się piękna Hellada i jej mieszkańcy. O, jak dobrze! Nie przeprowadza się analizy, kto za tym stoi i jaki ma w tym interes. Na pierwszym miejscu jest człowiek: uwikłany w samego siebie, od siebie samego i od innych uzależniony.  


W sposób nie pozbawiony gorzkiego humoru ukazuje Tsangari bezwyjściowość człowieka z labiryntu społecznego życia, jego uwikłanie w nie zawsze proste relacje z innymi, nieustanne poddawanie presji ogółu. A czas płynie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz