wtorek, 2 stycznia 2018

"The Foreigner" (2017) - "zupełnie obcy tu, niby wróg"...

O zemście w kinie powiedziano już wiele. Nie znaczy to wcale, że pokazano już wszystko,
gdyż zawsze znajdzie się taka zemsta, o jakiej chciało będzie się opowiedzieć. Tak dzieje się w najnowszym obrazie reżysera “Casino Royal”.


Zrealizowany na podstawie powieści Stephena Leathera “The Foreigner” rozgrywa się pomiędzy Londynem, a Beflastem, między dwoma miastami, które mimo iż zaludnione przez mieszkańców posługujących się tym samym językiem, w odmienny sposób pojmują kwestie przynależności państwowej i status Królestwa Wielkiej Brytanii. Poświadczyć o tym mogą setki ofiar krwawej batalii, jaką przed laty IRA toczyła z angielskim społeczeństwem przy pomocy wszelkich dostępnych metod, pozwalając, aby odpłacano jej taką samą monetą.   
W rolę tytułowego cudzoziemca wcielił się Jackie Chan, znany w przemyśle filmowym głównie ze swojej zręczności i gibkości, dzięki którym potrafi w widowiskowy sposób sprowadzić oponentów do parteru, skąd niełatwo jest się im podnieść. Tym razem jednak chwilami można pomyśleć, że nie z bohaterem kina akcji mamy do czynienia, lecz z aktorem dramatycznym, który kunszt swój doskonalił na teatralnych deskach. I choć zdać się może, że nie odbyło się to na legendarnym Broadwayu, tak wydaje się, że nabyta wiedza wystarczyła, aby wyrazić swoje emocje inaczej niż tylko ciosem pięści zadanym przy pomocy wschodnich sztuk walki.


A ma wspomniany Chińczyk, pan Quan, córkę. Jedyną, jaką pozwoliła mu zatrzymać burzliwa Przeszłość i wszystkie uczucia, jakie w sercu nosić może sześćdziesięcioletni, samotny mężczyzna przelewa na córkę właśnie. Ale i ona zostaje mu odebrana. Za jej śmierć odpowiada komórka odrodzonej IRA zrywające traktaty pokojowe zawarte z rządem Jej Królewskiej Mości. Potwierdza to dobitnie detonując bombę przed jednym z londyńskich banków, gdzie przebywała córka pana Quana. Tytułowy cudzoziemiec nie zamierza spocząć, dopóki piachu nie zrosi krew morderców miłości jego życia, a trzeba przyznać, że ma do tego predyspozycje.  


Zadanie wykrycia sprawców zamachu przypada w udziale politykowi z Belfastu, Liam Hennessy, (Pierce Brosnan). Zna on doskonale metody IRA oraz wszystkich byłych jej członków - sam bowiem walczył wraz z nimi o niepodległość Irlandii, aby odpokutować w więzieniu wszystkie swoje przewiny, a po odbyciu kary przy pomocy pokojowych metod wypracować kompromis interesujący rozbrojoną w oczach świata IRA.  
I wszystko wydaje się być na miejscu - są nie mogące już wyrazić swych uczuć ofiary, są ukrywający się kaci oraz tropiciel mający odnaleźć tych drugich.
Nic jednak nie jest takim, jakim się zdaje.
I to chyba największy atut tego filmu. Powoli rozdaje karty Martin Cambell, a kiedy ma się już wrażenie, że wszystkie znalazły się na stole, grających obezwładnia przysłowiowy as z rękawa. Precyzując: kilka asów.
“The Foreigner” to opowieść z pogranicza świata polityki, która - nie tylko w warunkach wyspiarskich - nieoczekiwanie wyważyć może drzwi do życia każdego, nawet nie zainteresowanego nią człowieka oraz oraz świata, gdzie króluje zbrodnia, za jaką odwiecznie podąża kara.  

    

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz