wtorek, 2 czerwca 2015

"Zabójcy bażantów" (2014) - sprawiedliwość bywa

Mimo iż w historii kina zaprezentowano już każdą formę okropności, zarówno fizycznej, jak i mentalnej, to wciąż zdarzają się produkcje, w których okrucieństwo do jakiego człowiek bywa zdolny poraża, przeraża i zmusza widza do odwracania wzroku. Doskonały duński thriller “Zabójcy bażantów” Mikkela Nørgaarda - kontynuacja przygód dwójki policjantów z sekcji Q zapoczątkowanych w “Kobiecie w klatce” - najlepszym tego przykładem.


Przejmująca opowieść o odwiecznym zmaganiu dobra ze złem rozpoczyna się dwadzieścia lat przed właściwą akcją filmu: za morderstwo dwójki uczniów na pięć lat więzienia skazany zostaje pewien mężczyzna i sądzić by można, że sprawiedliwości stało się zadość. Zaraz, zaraz! Pięć lat za podwójne morderstwo? Jedynie ojciec ofiar, policjant obsesyjnie prowadzi własne dochodzenie twierdząc, że sprawa jest śmierdząca, jej zasięg jest szerszy niż się wydaje, a niską karę dla podwójnego mordercy wytargowaną przez jednego z najdroższych adwokatów w Danii wsadzić sobie można tam, gdzie takie sprawy wsadzać się powinno.


I tutaj na scenie pojawiają się dwaj detektywi z sekcji Q, Carl Mørck (Nikolaj Lie Kaas) i Assad (Fares Fares), którzy wznawiają śledztwo w dawno już zamkniętej sprawie bazując na materiale zebranym przez ojca zamordowanych dwadzieścia lat wcześniej nastolatków, wspomnianego wyżej policjanta, który ostatecznie przytłoczony brutalnością świata skutecznie targnął się na życie.


Powoli, krok po kroku śledzić można ruchy zarówno katów jak i ofiar - widz ma wielką przewagę nad policjantami, gdyż bardzo prędko wydedukować może, kto jest kim w duńskiej łamigłówce - oraz charyzmatycznego Mørcka, który chwilami wydaje się być postacią mroczniejszą od najczarniejszych kryminałów ze złotej epoki gatunku.


“Złodzieje bażantów” opowiada o tym w jaki sposób przeszłość wpłynąć może na teraźniejszość, jak dawno popełnione czyny ukształtować mogą życie wielu zaplątanych w nie osób. Mówi także o sprawiedliwości, która - w przeciwieństwie do tej z amerykańskich produkcji - nie pojawia się ani szybko, ani chętnie. A kiedy już decyduje się przybyć nie witają jej owacje na stojąco czy błyski fleszy. Jedynie cisza, w której słychać przyspieszone bicie serca.

  
 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz