poniedziałek, 3 października 2016

"Pociąg do Pusan" (2015) - żywią, nie bronią

W ostatnich latach popkultura wypowiedziała się wielokrotnie w temacie nieumarłych na wszystkich możliwych polach. Sprytni producenci na podstawie słupków danych dostarczonych im przez wyspecjalizowane firmy - choć na dobrą sprawę obyłoby się i bez nich - zgodnie stwierdzili, że to, co zrobił George Romero w roku 1968 reżyserując czarno-białą wizję ekspansji zombich sprzedaje się dziś równie dobrze, mimo iż zamiast wojny w Wietnamie media komentują tę rozgrywającą się w Syrii.


W Korei Południowej sprytni producenci przebiegłością nie ustępują amerykańskim i zgodnie z tym, co powiedziały im wspomniane słupki, postanowili zrealizować spektakularną wizję walki o przetrwanie rozgrywaną między tymi, którzy dar życia otrzymali od swych rodziców, a pokąsanymi przez śmierć popaprańcami, dla których życie nie przedstawia żadnej wartości.
Niech chowa się przy tym Hollywood wraz ze swoją ostatnią i średnio udaną wielką bitwą z nieumarłymi przedstawioną w “World War Z” (2013) Marca Fostera z Bradem Pittem w roli głównej.


O co idzie? O to, co zwykle. Są nieżywi i żywi. Pierwsi uciekają, drudzy ich gonią. Wirus odpowiedzialny za mutację przeniknął do atmosfery za sprawą złej korporacji. Wśród głównych bohaterów znaleźli się ojciec zaniedbujący swoje obowiązki względem swojej sześcioletniej córki, małżeństwo oczekujące narodzin potomka, drużyna bejsbolowa ze specjalnym uwzględnieniem cheerleaderki i jej chłopaka oraz jeden wyjątkowo paskudny typ, być może bardziej odrażający od hordy perfekcyjnie zwizualizowanych nieumarłych.


A wszyscy oni znaleźli się w tytułowym pociągu do Pusan, gdzie tuż przed odjazdem udało się przedostać pokąsanej przez zombich dziewczynie, która szybko mutując domaga się tego, czego pozostali żyjący inaczej.  
Zachwyca w filmie ruch i dynamika: obraz Sang-ho Yeona zdaje się od nich eksplodować, a niezwykle ekspresyjny sposób poruszania się tych, którzy nie mogąc już żyć, pragną przeobrazić w zombie innych budzi - jak powiadają niektórzy recenzenci “autentyczną grozę”.


Nie mniej prawdziwy strach zdają się budzić także same ofiary zmasowanego ataku, które w walce o swoje życie - nie pierwszy raz w historii swojego gatunku - potrafią zamienić się w monstra znacznie bardziej paskudne, niż wielokrotnie tu przywoływane, wykrzywione bólem pokraki żerujące bezmyślnie na ludzkich organizmach.
I to chyba jest sedno koreańskiego filmu, bowiem “Pociąg do Pusan” to nie tylko opowieść o hordzie oszalałych nieumarłych i nastawionych na konsumpcję pasożytów, ale także wnikliwa “adoracja” ludzi, którzy - jak to już niejednokrotnie bywało - ludziom zgotowali nie najlepszy los. A także pomnik dla tych, którzy stojąc w opozycji do poczynań "złych kolesi" zdolni są do najwyższych poświęceń.   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz