“Uczciwą Kobietę” najlepiej chyba traktować w kategorii czerni i bieli, dwóch wykluczających się nawzajem przeciwstawieństw, przy czym znamienne jest, że jedno nie może obyć się bez drugiego. I być może w tym tkwi sedno problemu ukazanego w serialu. A problemem tym - w szerszej perspektywie, bowiem produkcja posiada także perspektywy węższe - jest istnienie w niebezpiecznej odległości dwóch społeczeństw: izraelskiego i palestyńskiego, które podobnie, jak przywołane wcześniej kolory wykluczają się wzajemnie.
Najczęściej następuje to dzięki odwołaniu się do pomocy nierzadko wyrafinowanej broni, bądź materiałów domowej produkcji mogących poczynić znaczne szkody po jednej i drugiej stronie Jordanu, w którego wodach przed tysiącleciami kąpali się mężowie mający odmienić losy świata.
Ośmiogodzinny serial opowiada historię baronowej Nessy Stein, córki człowieka, który zginął z rąk zamachowców w czasie, kiedy określany był dumnym mianem “Miecza Izraela” nie wiedząc, że śmiercią swoją nie zamknie dzieła swojego życia, lecz przekaże je w spadku dzieciom, aby we właściwej chwili mogli przy pomocy zgromadzonej przez ojca fortuny nieść wsparcie małemu państwu na Bliskim Wschodzie. A jest ono przecież otoczone przez wrogów i zaledwie od kilkudziesięciu lat cieszy się niepodległością.
Cóż z tego, skoro obok małego państwa istnieje ziemia, której mieszkańcy za wszelką cenę i wszelkimi możliwymi sposobami pragną zostać uznani za państwo i głośno przekonują cały świat, że mają do tego święte prawo, a gnębiący ich okupant powinien zapłacić cenę najwyższą za swoje niezliczone winy.
Bledną wobec tego serialu nagłówki doniesień prasowych, medialnych dyskusji, głosy ekspertów i “ekspertów”, gdyż skala problemu poruszonego w serialu - a dotyczy ona życia i śmierci, istnienia i niebytu, wolności i niewoli, zagrożenia i poczucia bezpieczeństwa, sensu i nonsensu - w swoim ogromie wymyka się wszelkim definicjom.
Paradoksalne jest również to, że najbardziej mętne spojrzenie na konflikt izraelsko-palestyński mogą mieć osoby przyglądające mu się niejako odgórnie, z perspektywy sunącego w przestworzach drona, dzięki czemu widzieć i wiedzieć powinni lepiej i szerzej. Zamiast tego wikłają się jednak w węższe problemy w nadziei, że w odpowiednim czasie uda się je poszerzyć i nadać większej wagi.
Czy zatem lepiej sytuację konfliktu widzą jego uczestnicy? Także nie. Konflikt ten bowiem wydaje się być najczystszą formą chaosu, o czym świadczyć może ilość graczy teoretycznie udzielających się po tej samej stronie, a reprezentujących jednak odmienny punkt widzenia. Wystarczy wspomnieć tu o Al-Fatah i Hamasie. O brytyjskich i amerykańskich służbach wywiadowczych. I tak dalej i dalej...
Najpiękniejsza w filmowej opowieści Hugo Blicka jest jego podręcznikowa wręcz bezstronność w ukazywaniu głównych graczy konfliktu, wyzbycie się z sympatii, przekonań i uporczywa próba spekulacji nad najrozsądniejszymi wyjściami dla rozładowania napięcia w jednym z najbardziej zapalnych zakątków świata.
W wyniku tych działań, a zwłaszcza bezstronności uważny widz - gdyż wyłącznie do takich serial jest adresowany - zastanawiał się będzie czy czerń rzeczywiście jest czernią i czy biel najczęściej kojarząca się z niewinnością rzeczywiście ją symbolizuje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz