poniedziałek, 17 marca 2014

"The Bag Man" - kalka cieszy

Człowiek tak został skonstruowany, że nieprędko lubi przechodzić do tzw. rzeczy. Chyba, że jest żołnierzem jakiejś okrutnej wojny, który właśnie od dowództwa otrzymał pozwolenie na dwudniową grabież zdobytego miasta. Uwielbia celebrować, przedłużać i wydłużać, przeciągać i naginać zanim wyjawi, o co naprawdę toczy się stawka, lub skieruje spocone łapsko w wiadomą stronę najczęściej zadowoloną z zachodzących wypadków.


Debiutujący reżyser, David Grovic uznał, że espresso wyłożone na ławę już na początku filmowej opowieści pobudzi widza znacznie lepiej niż oczekiwanie na spreparowanie latte. To się może podobać, jak wszystko, co kryje w sobie tajemnicę, niespodziankę, coś nowego, a może i nawet coś innego.  
Już w pierwszej scenie filmy na pokładzie samolotu “cyngiel” Jack (John Cusack) otrzymuje od gangstera Dragny ( Robert De Niro) nietypowe zlecenie: ma odebrać od niego pewną torbę, udać się do określonego motelu i tam oczekiwać na jego przybycie. I pod żadnym pozorem nie zaglądać do wnętrza przesyłki...



Zaraz, zaraz… jaki to ma sens? Pozornie żadnego. Nadawca i odbiorca przecież jest ten sam. Druga scena jest jeszcze ciekawsza. Budka telefoniczna w samym sercu niczego nazywanym też “zadupiem Wszechświata”. Postrzelony w rękę Jack dzwoni do Dragny oznajmiając, że jeden z jego ludzi próbował go zabić, co nie do końca mu się udało. Potem na arenie wydarzeń pojawia się piękna nieznajoma (Rebecca Da Costa)...


Rozpędzony już pociąg filmowej opowieści przemienia się w Pendolino z tą tylko różnicą, że limit prędkości dla niego nie istnieje.
“The Bag Man” to nie zwykłe kino: to zabawa w kino inspirowana bez wątpienia twórczością jednego z największych wariatów w historii celuloidowej taśmy. To chwilami komiksowa wręcz umowność, dziesiątki skalkowanych rozwiązań, zmian tempa akcji i elektryzujących punktów kulminacyjnych, które zręcznie spięte w jedną historię sprawiają, że kupuje się w tej produkcji niemalże wszystko i bardzo łatwo wybacza pewne formalne niedociągnięcia.


Gdyby ktoś próbował zliczyć, ile zostało już nakręconych filmów o perypetiach gangsterów, musiałby poprosić jednego z bogów rządzących tych światem o aktywację pakietu nieśmiertelności. Pewne jest też, że można opowiedzieć o nich drugie tyle pod warunkiem, że zachowa się dystans nie tylko do własnej kamery, ale przede wszystkim do wszystkiego, co było wcześniej. David Grovic, reżyser - jak wnioskuję po treści filmu serbskiego pochodzenia - udowodnił, że z podejścia “nic na serio” zrodzić się może debiut na poważnie.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz