piątek, 29 listopada 2013

"Pewnego razu w Anatolii" (2011) - piękno tureckiego świtu

Wiedziałem, że w Stambule tak intymnie opisanym przez Orhana Pamuka* ścierają się trzy pierwszoligowe drużyny piłkarskie Galatasaray, Besiktas, Fenerbace, że Mustafa Kemal Atatürk oraz jego głębokie reformy do dziś traktowane są tam z głębokim i z pewnością należnym im pietyzmem, że sieć kolejowa nie jest rozwinięta w takim stopniu, jak choćby nasza rodzima, a sprzedawcy obwarzanków, na dobrą sprawę, nie różnią się od tych krakowskich i ateńskich czy jakichkolwiek innych. 
Nie miałem jednak pojęcia, że niemal dwuipółgodzinna podróż tureckimi bezdrożami w poszukiwaniu trupa pragnącego być odnalezionym okaże się wędrówką przez ducha, serce i ciało tureckiego społeczeństwa, przez jego wschodnio-zachodnią mentalność, drogą, której kres w swojej urzekającej niejednoznaczności nawołuje do najgłębszych rozważań nad kruchością ludzkiej natury stale zmagającej się ze zjawiskami jakby od niej silniejszymi.
Mamy prokuratora, lekarza, policjantów, żandarmów, dwóch podejrzanych oraz trzy samochody, którymi barwne to grono przemieszcza się z miejsca w miejsce zdając się na pamięć jednego z obwinianych, pamięć, jak się okazuje, zwodniczą i ulotną.
Słyszymy rozmowy. Zwykłe, niczym się nie wyróżniające. Słowa pracujących. O tym i owym. O wciąż nurtującej przeszłości. O sprawach osobistych. O prowadzonym dochodzeniu. O nieuchronności zdarzeń i wyrokach Losu. O Bogu, który wie i rozumie wszystko i sprawia, że właśnie tak, a nie inaczej być musi.
Początkowo widzimy ciemność rozświetlaną reflektorami samochodów i kilkukrotnie błyskawicami. Jest to także ciemność życia, w której błądzą i tak już przecież zagubieni w swych prywatnych konstelacjach bohaterowie z każdą upływającą chwilą jakby tracący wiarę w sens wykonywanych czynności służbowych. 
Kiedy ożywiająca światłość dnia nadaje akcji nowego znaczenia pozwalając dostrzec finał opowieści, okazuje się, że jednak wciąż panuje ciemność, że sprawy przykryte uciążliwością pracy, wracają z bolesnym natężeniem, przypominając, że człowiek uwolniony od obowiązków, to człowiek bezbronny, ułomny i nagi, że tylko ruch, choćby i ten bezsensowny wygenerować może, albo i nie wygenerować, tarczę ochronną przeciw przez nas samych zaprojektowanej rzeczywistości.

* Pewien Turek, z którym miałem przyjemność porozmawiać na długo przed moją wizytą w Turcji lekko poirytowanym, choć przede wszystkim pobłażliwym tonem zwrócił mi uwagę, że Turcja ma wielu ciekawych, a może i nawet ciekawszych prozaików, niż Pamuk (np. Oğuz Atay). Nie posiadając tak bogatej wiedzy źródłowej, jak mój orientalny rozmówca, w milczeniu musiałem przyznać mu rację deklarując jednocześnie, a właściwie solennie zapewniając, że uczynię wszystko, aby podczas kolejnego przypadkowego spotkania zapytać się o coś więcej, niż „Śnieg” tureckiego noblisty.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz