niedziela, 20 kwietnia 2014

"Konserwator" - nie idźcie wszyscy do lamusa!

W niepamięć odchodzi epoka drobnych warsztatów i rzemiosł, które niegdyś przynosząc przyzwoite dochody, dziś pozwalają wyłącznie na skromne życie, choć może to i za wiele powiedziane. Renowacja mebli, naprawa obuwia, krawieckie impresje… w dobie prężnie zarzucającego świat mniej lub bardziej wyszukanymi kopiami Państwo Środka skutecznie podważa istnienie drobnych naprawiaczy, którzy - jak to zazwyczaj bywa - niewiele mogą w tej sytuacji zrobić, a nawet gdyby mogli, prawdopodobnie wykazaliby się bezczynnością, gdyż ciężko zmieniać świat na starość. 

  
Kiedy wszystko toczy się utartym, rutynowym torem, a życie nie zwykło przynosić większych niespodzianek nieoczekiwaną śmierć biznesowego partnera z powodzeniem zaliczyć można do zajść krańcowo niepożądanych. Tym bardziej, jeśli to nieboszczyk kreował rzeczywistość interesu, a skryty w cieniu wspólnik wykonywał w milczeniu obowiązki, zdając sobie sprawę, że przez swoją mrukliwość nie wygrałby żadnych zawodów w skutecznym marketingu. 


W starym warsztacie zajmującym się renowacją dawno już zapomnianych mebli i instrumentów rozgrywa się akcja wpędzającego w melancholię izraelskiego filmu “Konserwator” wyreżyserowanego przez Yossiego Madmoni. Nie chodzi tu wyłącznie o melancholię przywołaną śmiercią, przemijaniem, lecz bezwzględnością losu, z którego wyrokami można pogodzić się z wyprostowaną sylwetką lub paść przed nimi na kolana i nigdy już nie powstać.    
W głównej roli - stojąc prosto i dumnie wobec zachodzących wydarzeń - brawurowo popisał się iracki aktor Sasson Gabai (pisałem niedawno o filmie “Kiedy świnie mają skrzydła, gdzie również wystąpił na pierwszym planie: http://drogiszerokie.blogspot.com/2014/03/kiedy-swinie-maja-skrzyda-wzruszajaco.html), do którego w filmie wszyscy zwracają się Pan Fidelman. To właśnie jemu zmarły wspólnik pozostawił wiele zgryzot związanych z prowadzeniem podupadającego warsztatu, a w czynności tej przeciwny mu wydaje się niemalże cały świat, łącznie z jego synem.


Pomimo kiepskich prognoz podstarzały Pan Fidelman decyduje się brnąć w prowadzenie interesu w czym wielce pomocny mu jest jego pracownik, uciekający przed poważnymi kłopotami, Anton zalecający się przy okazji do żony syna swojego pracodawcy.

W tej wielopokoleniowej konstrukcji znalazło się miejsce na wszystko: na wielką rozpacz i odrobinę uśmiechu, na zakazaną czułość oraz prawowitą zażyłość, na tchórzliwe dezercje i bohaterskie próby walki, a wszystko to w cieniu warsztatu pamiętającego czasy, które zwykło nazywać się lepszymi.
Pomimo wspomnianej i bezdyskusyjnej melancholii snującej się kadr po kadrze w “Konserwatorze” daje się też dostrzec budującą ducha nadzieję wyrażaną przez niezłomność tytułowego bohatera, przez przywiązanie i szacunek do tradycji, gdyż bez niej człowiek byłby z pewnością kimś innym. Może drzewem eukaliptusowym?


      

   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz