wtorek, 1 lipca 2014

"Czas nosorożca" (2012) - zabij mnie jeszcze raz, Irańczyku!

Powiadają, że poeta obrosły w tłuszcz mieszczańskiego życia jest zdolny co najwyżej wyprodukować jakiś kicz na zlecenie w zamian za order i tytuły. Mówią też, że tylko twórca zmagający się z uciążliwością losu w sposób graniczący z ekstremum zdolny jest do popełnienia dzieł, które po śmierci ich autora staną się fundamentem kultury narodu przez niego reprezentowanego, mimo iż nieboszczyk wolałby wdzięcznością narodu cieszyć się już za skromnego życia. 
Za siedmioma lasami, za siedmoami górami i za siedmioma morzami żył sobie raz irański poeta, Sahel Farzan, który pisał wiersze, kochał z wzajemnością, jednak na swoje nieszczęście nie był prorokiem i nie mógł przewidzieć, że Islamska Rewolucja zgotuje mu los, o jakim nie chciałby śnić nawet w najmroczniejszych koszmarach.
Sprawcą tragedii poety – oczywiście oprócz ajatollaha Chomeiniego – był jego kierowca, Akbar Rezai, który nie był wprawdzie artystą, ale skromnym donosicielem związanym z rewolucjonistami i na dodatek szaleńczo zakochanym w żonie Sahela, Minie.
I oto dzieje się, co następuje: Islamska Republika Iranu skazuje poetę na 30 lat więzienia za publikację wrogich politycznych wierszy, zaś jego żonę na lat 10 z tej prostej przyczyny, że była jego żoną i wiedziała, co za potworności wystukuje na swojej maszynie. Aby dopełnić tragedii jeden z moich ulubionych reżyserów, Bahman Ghobadi, twórca m.in. doskonałego Nikt nie rozumie perskich kotów, inspirując się faktami – bo na nich oparta jest filmowa opowieść – finguje śmierć Sahela, a żonę jego po opuszczeniu więzienia rzuca w wir wielkiego Stambułu, gdyż nie od dziś wiadomo, że traumatyczną przeszłość, od której uciec się naprawdę nie da, można ułagodzić zmianą otoczenia.
Po 30 latach poeta opuszcza więzienie i udaje się do Stambułu odnaleźć Minę…
Przedstawiciele władz skazujących Sahela mogli między sobą mówić, że ten który traci wszystko przestaje być człowiekiem, jednak z pewnością nie przewidzieli tego, co historia represjonowanych potwierdziła wielokrotnie: nie da się człowiekowi zabrać wszystkiego, choćby w nie wiadomo jak potworne wpędzić go piekło. 
Film Ghobadiego to oniryczna wędrówka po przeszłości, teraźniejszości i abstrakcyjnej krainie poezji pozwalającej przetrwać największe nawet potworności, przy czym koniecznie należy podkreślić, że okrucieństwo bijące z przeszłości Sahela wydaje się być niczym wobec wyroków, jakie przygotowała dla niego teraźniejszość. 
Czasie Nosorożca pada niewiele słów, a mówią za to – krzyczą nawet – obrazy wbijając się w serce niczym zdradliwa igła nasączona trucizną. Tu nic nie kończy się dobrze, każdy jest wielkim przegranym, a zwycięsko z tej opowieści wychodzi prawdopodobnie tylko Stambuł, miasto, które przetrwało zarówno intrygi snute w sułtanowym seraju przez żądnych władzy eunuchów, oblężenie sułtana Mehmeda II, który dokonał to, czego nie udało się jego przodkom, jak i miliony drobnych dramatów i tragedii od jakich niewolne jest przecież każde życie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz