niedziela, 13 lipca 2014

Kanał lewy, kanał prawy

Kiedy okazało się, że temperatura spadła z 237 stopni Celsjusza na 236,5, postanowiłem nie zwlekając dłużej zawędrować tam, gdzie zaplanowałem. Była sobota. Od morza szła miła bryza chwilami nawet udająca całkiem skutecznie bardzo silny wiatr wprawiający lazur morza w zachwycający ruch na wysokości dobrych kilku metrów. Grecy, jak to Grecy siedzieli w kafejkach nad kawą serwowaną w różnych wersjach. I jak zwykle żywo gestykulując próbowali zamknąć otaczający ich świat - oby nie był to sąsiad z naprzeciwka - w naprędce wymyślanych teoriach, w czym nie różnili się specjalnie od przedstawicieli innych nacji.   

Lazur
Po blisko dziesięciokilometrowym spacerze, a to wiejską drogą, a to centrum Koryntu czy nadmorską promenadą dojrzałem pierwsze bunkry, choć szczerze mówiąc w pierwszej chwili bardziej spodziewałem się spotkać spartańskich wojowników zmierzających do Termopil. Kilka jednostek czasu musiało upłynąć, nim udało mi się - a temperatura wzrosła do 238 stopni - z trudem domyślić, że przecież oni tutaj, kiedyś, w latach czterdziestych ubiegłego wieku, jeden do drugiego, jeden na jednego, wszyscy przeciwko wszystkim, że jakiś ołów w powietrzu, jakaś krew na kamieniach i gardłowe okrzyk, bo ktoś musiał zwyciężyć, aby w ten sposób pozwolić komuś innemu poczuć się przegranym…

Ofiary wojny
Zostawiłem jednak śmierć za sobą i zająłem się życiem reprezentowanym przez Andreasa Sygrosa, którego firma w roku 1893 ukończyła pracę nad Kanałem Korynckim - on to bowiem był celem mojej wycieczki (tj. kanał, nie Sygros) -,dzięki czemu Morze Jońskie wedrzeć mogło się w Morze Egejskie, choć może było zupełnie odwrotnie.

Kanał Koryncki
Zaskoczony byłem nie tylko widokiem znanego mi do tej pory ze zdjęć kanału, ale faktem, że historia jego budowy sięga czasów sprzed naszej ery, a nawet zahacza o cesarza rzymskiego nie zaliczonego przez senat w poczet bogów, który podobno spalił Rzym i przeszedł do historii, jako wielki szkodnik, co pewni historycy uważają za niesprawiedliwe, a nawet krzywdzące (Richard Holland, Neron, okrutny zbrodniarz rozgrzeszony).

Na wysokości
Postałem przez chwilę na moście, którego wysokość zawieszenia nad morską taflą nie podobało mi się zbyt specjalnie, gdyż w pewnych sytuacjach wolę być bliżej ziemi niż dalej i wciąż ośmielam się twierdzić, że latanie powinniśmy zostawić zwierzętom do tego przez ewolucję przystosowanym. 

Statek na pilota
Kiedy wracałem niewielki statek wraz z pilotem wpływał właśnie z Zatoki Korynckiej do kanału, a jego armator z pewnością po raz kolejny wyrażał publicznie zadowolenie, że dzięki niewielkiemu przesmykowi wyrwanemu przemocą litej skale statki nie muszą opływać Penolopezu. A to oszczędność liczona w setkach kilometrów, precyzując, w czterech setkach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz