W 2005 w Afganistanie miały miejsce wydarzenia, które doczekały się ekranizacji. W ramach operacji Red Wings amerykańscy Navy Seals mieli wykreślić z ewidencji żyjących jednego z przywódców talibów, Ahmada Shaha i tym samym przeszkodzić mu w dalszym mordowaniu marines. Operacja zakończyła się fiaskiem o czym brawurowo opowiada film Petera Berga ("W księżycową jasną noc", "Cap Land", "Zakładnik") “Lone Survivor”, którego tytuł jest jednocześnie nie rzutującym na całość spoilerem.
Historia przedstawiona z perspektywy jedynego ocalałego rozpoczyna się wręcz fantastycznie: przyjacielską atmosferą w bazie lotniczej w Bagram w Afganistanie. Komandosi z elitarnej jednostki, której kilka lat później przypadnie udział w wysłaniu do Raju największego wroga Stanów Zjednoczonych dowcipkują, prowadzą na odległość dialog z rodzinami i zdecydowanie nie wyglądają na spiętych.
Mordercze szkolenie, jakie przeszli w przeszłości daje im wielką pewność siebie oraz śmiałe poczucie wyjścia bez szwanku z każdej niemalże opresji. Ich niekwestionowana i legendarna solidarność oraz poczucie braterstwa zostały w filmie należycie wyeksponowane, jednak nie ocierają się o przesadę praktykowaną nagminnie w Hollywood przy okazji tego typu produkcji.
Aż ostatecznie przychodzi 27 czerwca 2005 roku i grupa czterech Seals zostaje dostarczona na miejsce, którego niekwestionowana górzystość ma stać się areną bezpardonowych wydarzeń. Po dość szybkim zlokalizowaniu celu rajdu żołnierze przyczajają się i koncentrują na opracowaniu strategii działania.
Do feralnej chwili, kiedy odrobinę pijany Los zsyła wprost na nich kilku afgańskim pasterzy doglądających całkiem przyjaźnie nastawionych kóz, wielce cenionych w tamtych rejonach świata.
Zaczyna się dramat…
Bardzo dużo małych chłopców, wśród których zdarzają się - jak się okazuje - także dziewczyny marzy o wojskowej karierze ostrzeliwując się w krzakach z plastikowych karabinów. Oczywiście, część z nich zakłada mundur, jednak większość z nich w dorosłym życiu najbardziej lubi zarabiać pieniądze w warunkach komfortowych, o jakie dość trudno na polu walki. Ci gotowi nieść oręż przeciw wrogom swojego kraju z pewnością nie wiedzą na co się decydują. Wojenną rzeczywistość znają z mniej lub bardziej udanych filmów, a te mimo największych chęci życiem nigdy nie będą, co jedynie mogą się o nie otrzeć.
To nie kolejna część Rambo, a wywołująca dreszcze wędrówka po umyśle żołnierzy elitarnej jednostki wystawionych na najcięższą i - jak mówi tytuł filmu - ostateczną próbę w swoim życiu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz