poniedziałek, 25 sierpnia 2014

"Łowca" (2011) - człowiek tygrysowi wilkiem

W wyniku działań człowieka nazywanych także ingerencją globalny ekosystem zmieniał się na przestrzeni tysiącleci. Niegdyś prężne i wydawałoby się niezniszczalne gatunki zwierząt stawały się popiołem, po którym z dumą maszerował poszerzający swoje terytorium homo sapiens.    
Wymownie opowiada o tym australijski dramat “Łowca” zrealizowany na podstawie powieści Julii Leight pod tym samym tytułem.  


Kiedy duża firma biotechnologiczna proponuje myśliwemu Martinowi Davidowi (Willem Dafoe) niecodzienne zlecenie wyraża on zgodę, nie mając pojęcia, jak znamienne konsekwencje będzie miała jego decyzja. Doświadczony łowca ma bowiem dostarczyć mocodawcy DNA tygrysa tasmańskiego, zwierzęcia, którego ostatni przedstawiciel zmarł w ogrodzie zoologicznym w Hobarcie w roku 1936.


Coraz głośniejsze jednak szepty dobiegają z Tasmanii, a mówią one, że ktoś i gdzieś widział wilka workowatego w doskonałym zdrowiu, co dla ludzi zajmujących wysokie stanowiska w korporacji pachnie wysokimi zarobkami, a cóż jest przecież od nich piękniejszego? Sława w tym wypadku nie odgrywa żadnej roli, gdyż działania myśliwego są ściśle tajne i nikt o nich dowiedzieć się nie może.  
Ląduje pewnego dnia odrobinę znużony życiem łowca w dzikich tasmańskich ostępach i zatrzymując się u pewnej rodziny wyrusza w teren, aby sfinalizować umowę… Od tej chwili filmem włada mrok, z którego wyłania się potworny, odrażający wręcz obraz człowieka: bestii nigdy nienasyconej i chciwej.  


Leniwie sącząca się akcja wśród surowych krajoborazów zaludnionych przez polujące w zgodzie diabły tasmańskie oraz przez wykłócających się o swoje racje ludzi ukazuje świat, w którym ważne jest tylko to, co można zdobyć. I najdziwniejsze jest to, że człowiek w swojej małości, w swoim zminiaturyzowaniu wobec potęgi skalistych szczytów czy zasłaniających niebo lasów mimo wszystko próbuje udowodnić, że do niego należy woda, ziemia i powietrze oraz wszystko, co próbuje przed nim uciec, aby przetrwać.


Potworna prawda o ludzkiej naturze wyłaniająca się z filmu Daniela Nettheima sprawia niemal fizyczny ból, zwłaszcza w finalnych scenach niemalże rozrywających serce.          

Piękne są w tym filmie lasy i góry Tasmanii nierzadko nieskażone jeszcze obecnością najgroźniejszego ze zwierząt, człowieka, który - reżyser chwilami aż krzyczy - mniej zasługuje na prawo do życia, niż ten, którego próbuje wytropić.   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz