Jest hotel w sercu anatolijskiego stepu oraz zima, która puka do drzwi sprawiając, że jego mieszkańcy więcej mają czasu na rozważania swojego miejsca na ziemi i wynikających z niego implikacji. Na stałe rezyduje w hotelu właściciel, Aydin (Haluk Bilginer), emerytowany aktor z dwudziestopięcioletnim stażem pracujący nad książkowym opracowaniem historii teatru tureckiego, jego młoda żona, Nihal (Melisa Sözen) zaabsorbowana działalnością charytatywną oraz siostra, Necla (Demet Akbağ) wciąż nie potrafiąca należycie wyciągnąć wniosków z niedawnego rozwodu.
W “Zimowym Śnie” akcja rozgrywa się w dialogach - to w nich zawiera się historia życia mieszkańców, w głównej mierze tam nakreślone zostały sylwetki pierwszoplanowych bohaterów i to właśnie wśród słów przez nich wypowiadanych odnaleźć można gorzkie prawdy o życiu z jakim przyszło się im zmagać. O życiu, które - podobnie jak słońce - tak samo wypala możnego i biednego, utalentowanego i niezaradnego. A przede wszystkim prawdę jedną - nic tak nie pozbawia człowieka złudzeń, jak właśnie życie samo w sobie, które wraz ze swym największym sprzymierzeńcem, czasem odrzeć potrafi każdego z marzeń i snów, z dumy oraz wielkości w zamian oferując co najwyżej możliwość udostępnienia wrażeń z porannej toalety na portalach społecznościowych.
Ukazał w “Zimowym Śnie” Nuri Bilge Ceylan - twórca “Pewnego razu w Anatolii” - złudzenia, nudę, nostalgię, smutek, poczucie osaczenia przez wybory życiowe jakże nieobce - wcześniej czy później - każdemu człowiekowi oraz - a może przede wszystkim - więzienie, na jakie dobrowolnie skazali się mieszkańcy hotelu świadomi swoich wyborów, swojego uwięzienia oraz niemożności zerwania więzów i poszybowania, jak ptak ku wyżynom swoich możliwości. Za późno już na to. Życie wraz ze swoją rutyną nie pozwala.
"Kiedy synek mojej mamy stał się pijakiem i samotnikiem?" |
Zostają więc niekończące się dyskusje o tym, co być mogłoby, a nigdy nie będzie; życzeniowe rozmówki, w których potok wzajemnych oskarżeń bełta się z wszechmocną potrzebą wyjścia poza samego siebie, z tą rozsadzającą tęsknotą bycia kimś innym, życia gdzie indziej, która w swej efemerycznej ułudzie złamała już niejeden żywot. Od samego siebie nie ma bowiem ucieczki, a kto tego pojąć nie potrafi, zawsze będzie przegranym.
Zostaje przestrzeń, którą każdy z mieszkańców hotelu próbuje zagospodarować w znany sobie sposób, zostaje samotność, a dokładnie jej najgorsza forma: samotność w związku, samotność między bliskimi i próba usprawiedliwienia dalszej egzystencji przez szereg mniej lub bardziej potrzebnych działań. Chwilami odnieść można wrażenie, że reżyser zawarł w swym filmie wszystkie rozterki i dylematy rodzaju ludzkiego, że tkając nić dialogów między Aydinem i Nihal oraz pozostałymi bohaterami ukazał, a właściwie: obnażył życie jakim jest naprawdę, a nie jakim usiłują je przedstawić twórcy oper mydlanych czy amerykańscy scenarzyści z Krainy Iluzji.
Pytanie tylko: czy człowiek gotów jest poznać i znieść tak porażającą prawdę?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz