Zakończyła się
pierwsza część „Wspaniałego Stulecia”, serialu, który zawładnął
polskimi sercami, podobnie, jak serbskimi, bułgarskimi, irańskimi
i... długo by wyliczać. Kto miał płakać, zapłakał, kto ma
zapłakać, zapłacze, tak bowiem głosi historia, z którą liczyć
się musieli scenarzyści wieloodcinkowej produkcji opiewającej
rządy mądrego i sprawiedliwego sułtana, jakim Sulejman zwykł
najczęściej bywać.
Sulejman Wspaniały |
Oprócz chwil, gdy jako poeta oddawał się
natchnieniu i opiewał ładnymi słowy namiętność do ukochanych
kobiet, jednak poetom zazwyczaj wybacza się więcej niż sułtanom,
a to pewnie ze względu na cierpienie i duchowe rozterki powiązane z niełatwą przecież profesją.
Wielki wezyr
Sokolovic
Nierozerwalnie
związaną z losem Sulejmana była także postać Sokollu Mehmeda
Paszy, bośniackiego brańca, który po ukończeniu adżemi olan,
szkoły janczarów zrobił wielka karierę w seraju sułtana i choć
zdarzały mu się militarne potknięcia, głowę swą doniósł na
karku do naturalnej śmierci, jaka odwiedziła go w Stambule w roku
1579 i nie pytając o zgodę wzięła, co do niej należało.
Sokollu Mehmed Pasza |
Rozmyślałem o tej
znaczącej dla historii Imperium Osmańskiego postaci planując
kolejny krajowy weekendowy wypad w kierunku południowym i wiedziony
banalnym skojarzeniem udałem się do Krościenka nad Dunajcem, aby
tam wspiąć się na wysokość 747 metrów i z grani Sokolicy
chłonąć widoki niezmiennie tytułowane zapierającymi dech w
piersiach, jakie zapewne znaleźć także można na 419 kanale
telewizora najnowszej – której to już z kolei? - generacji,
jednak warto pamiętać, ze świat realny: ten, którego dotknąć
można i posmakować bywa bardziej urokliwy od nawet najpiękniejszych
kolorów opracowanych w laboratoriach japońskich i nie tylko
koncernów.
Turystyka dojazdowa
Dystans 130 km, jaki
dzielił mnie dookolnie – wybrałem dłuższą trasę – od celu
pokonałem piątkowego popołudnia wielce lżąc zakorkowane
krakowskie ulice wylotowe, ale też i bardzo radując się zerwaniem z
łańcucha dni codziennych.
Przygotowania do powrotu |
Gotowość do powrotu |
W trasie odnotowałem po raz kolejny, że
kaganiec nowej ustawy działa niemal na wszystkich za wyjątkiem
wkraczających w dorosłość chłopców, którzy godzinę wcześniej
oddali wszystkie włosy w zakładzie fryzjerskim, co z pewnością
zmotywowało ich do wyprzedzania motocykla na linii ciągłej w
terenie zabudowanym z prędkością co najmniej dwa razy większą
niż przewiduje prawo o ruchu drogowym. Wyprzedzić motocykl sunący
przepisowo 50 km/h to jest dopiero coś! „Nie brookliński most”...
Cypel City
Znane mi z
poprzednich wycieczek pole namiotowe zgotowało mi huczne przyjęcie:
witało mnie blisko tysiąc entuzjastów nocowania na łonie, z czego
połowa mówiła w języku czeskim, podobnie jak ich autokary i
samochody hurtowo poupychane w każdym zakamarku olbrzymiego
kempingu.
Cypel City - brama wjazdowa na pole namiotowe |
Wieczorem pierwszego
dnia pobytu na skrawku opłaconej na dwie doby ziemi podjąłem w
gościnę dwóch motocyklistów ze Stalowej Woli, którzy zmierzali w
pobliską, słowacką stronę na motocyklach Yamaha Royal i Road Star, które –
podobnie jak ja z ich właścicielami – zawiązały nocne rozmowy.
Przed nocnymi rozmowami |
Nikt jednak nie
rozmawiał o polityce, ani nie próbował o niej rozprawiać, co
wielce mnie ucieszyło, bo często wydaje mi się, że ludzie nie
potrafią debatować o czymś innym, np. o sposobach przygotowania
pasty z łososia, lub o metodach bezpiecznego konsumowania śliwowicy
łąckiej, o jakiej jeszcze się tu wspomni.
Małe piękne
Sama wieś
Krościenko nad Dunajcem mimo swych niewielkich rozmiarów oferować
może złaknionemu kontaktu z naturą turyście wiele atrakcji,
spośród których do najbardziej oczywistych zaliczyć można
śliwowicę z pobliskiego Łącka gotową stosunkowo szybko nawet
najtęższych zuchów przenieść w zupełnie inny wymiar.
Drzewo |
Na
przepitkę wejść można sobie na liczącą 747 metrów Sokolicę,
lub na nieco wyższe Trzy Korony (982 metry), skąd w słoneczne dni
dostrzec można niemal cały świat ze specjalnym uwzględnieniem
jego tatrzańskiej części. A wieczorem?
Baza do rozmyślań |
Wieczorem siąść można
nad wartkim prądem Dunajca i delikatnie mrużąc oczy wspomnieć
czasy dawniejsze: na przykład średniowieczne i wyobrazić sobie
krzepiące się miodem rycerstwo polskie zmierzające na taką lub inną bitkę organizowaną przez tego, lub tamtego króla, której
efektem mogła być bądź to bohaterska śmierć w boju, bądź to
bohaterskie śmierci w walce zadanie i powrót w chwale do rodzinnych
kaszteli i dworów, gdzie spragnione mężowskiego ciepła niewiasty
na miękkich nogach wypatrywały wojennych łupów, bo przecież żyć
z czegoś trzeba było, oj, było! Tym bardziej, że powszechnie nie
lubiana dziesięcina, jaką należało płacić świętemu kościołowi bolała wszystkich – możnych i biednych.
Cienie imperium
W drodze na Sokolicę
napotkać można dwie tablice upamiętniające ważne chwile dla wielkich
mężów polskich, z których każdy wiele wspólnego miał ze sprawą osmańską. Pierwszy, Jan III Sobieski - jak głosi napis oraz bardzo nieudany film - powstrzymał niewiernych ratując wiarę chrześcijańską, drugi zaś, Adam
Mickiewicz po raz ostatni w swym życiu oddech złapał w pięknym
mieście Stambule (a nie, jak błędnie podaje Wikipedia -
Konstantynopolu), dzięki czemu dziś przy ulicy Tatli Badem Sokak pod numerem 23 na turystów czekają atrakcje w muzeum
romantycznego poety.
Niezła to
odskocznia do rozmyślań historycznych nie tylko dla miłośników
„Wspaniałego stulecia”, gdyż to przecież Sulejman, a
konkretnie wielki wezyr Ibrahim, jako seraskier w imieniu swego pana
i władcy oblegał nieudanie Wiedeń, dając tym samym wyraźny
sygnał dla przyszłych sułtanów, w którą stronę winni zwracać
hardy wzrok w poszukiwaniu nowej sfery wpływów. Sułtan Mehmed
czwarty tego imienia pomny klęski wojsk Sulejmana pod wiedeńskimi
murami postanowił w roku 1683 rzucić na Wiedeń
setki tysięcy wojsk pod wodzą znanego dobrze Polakom Kara Mustafy, w
którego rolę w paradokumentalnym pomniku filmowym poświęconym
wiedeńskiej bitwie wcielił się perfekcyjnie Jerzy Trela. I wtedy
na arenie politycznych wydarzeń pojawił się Jan III Sobieski,
który nie bez problemów formując misję ratunkową ruszył na
skuteczną odsiecz braciom w wierze chrystusowej, aby polska myśl
wojskowa zatriumfować mogła nad innymi myślami. I tak dalej...
Wchód na Sokolicę
Piękno przyrody
opiewane w literaturze przy pomocy nierzadko najwymyślniejszych
przymiotników i prawdziwym żarem natchnionych zdań ustąpić musi
miejsca pięknu naturalnemu, które każdy odkryć musi po swojemu i
wyłącznie dla siebie, a nie – jak w przypadku literackich opisów – dla publiczności.
Przyroda |
Szedłem zatem w milczeniu pod górę otoczony z
każdej możliwej strony wysoko pnącą się florą oraz rozśpiewaną
i roztreloną fauną, spośród której najbardziej poczciwie
prezentowały się pospolite po psiemu kaczki próbujące wydrzeć
tajemnice wartkiego nurty górskiej rzeki.
Fauna |
Kiedy szczyt już
zdobyłem i stanąłem na grani, na której tysiące przede mną
stawało, przeraziłem się, bowiem pode mną była przepaść,
jakiej nie życzyłbym największemu wrogowi, nade mną niebo,
jakiego życzę najbliższym, przede mną widok na świat, a tuż
obok utyskiwania rodaków: na to i na tamto, ale widać tak to już z
rodakami być musi, że tu, w Polsce i tam, poza jej
granicami znajdzie się coś, co przeszkadza w normalnym
funkcjonowaniu. W tym wypadku była to grań Sokolicy, do której za
strome prowadziło podejście, gdyż zdaniem rodaków powinno być
mniej strome, najlepiej, gdyby były tu ruchome schody, a idealnym wprost rozwiązaniem galeria, ale nie taka, nie
widokowa...
„A po nocy
przychodzi dzień”...
Skłania wartki prąd
Dunajca do refleksji zwłaszcza jeśli słoneczna kula zmęczona
całodzienną podróżą po rozbłękitnionym niebie chowa się przed
chciwym ludzkim wzrokiem, ustępując miejsca odwiecznemu rywalowi –
księżycowi. Cofnąłem się więc w myślach do czasów, o jakich
opowiada turecki serial „Wspaniale stulecie” i po raz kolejny na
myśl przyszła mi jakże znamienna postać Ibrahima, który w pewnym
momencie życia przeklinać musiał chwilę, kiedy jego ambicja
połączona z umiłowaniem Sulejmana nakazały mu domagać się –
choćby i w pokornym milczeniu - istotniejszych funkcji oferujących
większe pole manewru, niż to, jakie przypisane było naczelnemu
kamerdynerowi (has oda baszy), który i tak na sułtańskim dworze
wiele miał do powiedzenia.
Okan Yalabik, jako Ibrahim we "Wspaniałym stuleciu" |
Dlaczego tak wielki
mąż musiał zginąć* z woli tego, którego kochał najbardziej?,
rozmyślałem sięgając pamięcią materiałów źródłowych,
które interpretować można – podobnie jak życie w ówczesnym
seraju sułtana – na co najmniej kilka sposobów, a każdy z nich bardzo
bliski może być prawdy. Czy rzeczywiście chodziło o zazdrość i
nienawiść jednej kobiety czy może ambicje urodzonego
w greckiej Pardze - wtedy należącej do Republiki Weneckiej -
wielkiego wezyra były zbyt niebezpieczne, aby Sulejman mógł dalej
je tolerować bez względu na sympatię i miłość, jakimi z
pewnością przez wiele lat obdarzał Ibrahima. I znów, pomyślałem,
żądza władzy, a może i też po prostu krótkowzroczność
doprowadziły do upadku – nie po raz pierwszy w historii – kogoś,
kto przez długi czas odgrywał wielką rolę na szachownicy
wydarzeń.
Gdzie leży prawda?
W niebieskich oczach tej, która w pewnym momencie zniewoliła poetę
i sułtana czy może w melancholijnej melodii skrzypiec tego, który
pragnąc zbyt wiele ofiarował życie na loterii, gdzie żetony nie
tylko przyjaciele stawiali, ale i śmiertelni wrogowie?
* Ktoś może uznać
to za spoiler, jednak przytaczam tu fakt historyczny i jestem
przekonany, że większość widzów „Wspaniałego stulecia” wie
już niemal wszystko o losach bohaterów serialu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz