Matematycy do dziś z pewnością z dumą obwieszczają światu, że dzięki jego pracy udało się ocalić los milionów. Alan Turing, angielski matematyk i kryptolog, bohater czasu wojny, swojego jednak ocalić nie zdołał. Zginął z własnej ręki, gdyż życie innego - nie mam na myśli tu tylko jego orientacji seksualnej - zawsze pełne jest niebezpieczeństw i pułapek.
Opowiada o tym - nie zawsze ściśle trzymając się faktów - angielski film w reżyserii Mortema Tylduma , gdzie w rolę Turinga wcielił się hipnotyzujący od kilku lat Dominick Cumberbatch, którego talent objawia się nawet wtedy, gdy operować mu przychodzi wyłącznie głosem (smok Smaug w “Hobbicie” Jacksona).
Jest rok 1951. Z perspektywy przesłuchiwanego przez policjanta opowiada Alan Turing historię swojego życia cofając się zarówno do czasów dalszych (edukacja w Cambridge) i bliższych (praca nad rozszyfrowaniem Enigmy). A słowa jego nie pachną wonnościami, raczej cyjankiem, gdyż ciężar popełnionych dla dobra Korony Brytyjskiej uczynków ciąży matematykowi na sercu od dzieciństwa skłonnym do izolacji.
Oprowadza zatem Alan Turing gości po ogrodach swego umysłu z wielką czułością wspominając młodzieńczą miłość do Christophera, z naukowym dystansem przypominając szykany, jakich doznał w szkole ze względu na swoje izolacyjne zapędy... Bardzo prędko jednak kryptolog jądrem swej opowieści ustanawia pracę nad bombą kryptologiczną mającą złamać szyfr niemieckiej Enigmy.
A mierzono się z pracą niemieckich matematyków w Bletchley Parku, w niewielkiej miejscowości na południu Anglii, gdzie wojna nie zaglądała z nieba - jak w wypadku bombardowanego Londynu - lecz niezmiennie ukazywała swą grozę przy pomocy ciągu cyfr i liter stanowiących zaszyfrowane wiadomości. Turing wraz z innymi kryptologami sprawić miał, aby bełkot szyfru mógł zostać odczytany nawet przez kilkuletnie dziecko zapoznające się dopiero z magią słowa pisanego.
Niełatwa była droga do sukcesu, a wrażliwy umysł geniusza niejednego doznał uszczerbku w kieracie pracy zespołowej, której od dziecka Turing nie był zwolennikom wierząc - najczęściej na przekór wszystkim - w siłę swej indywidualności.
Bez takich ludzi, jak Turing świat nigdy by nie ewoluował, a ludzie zagadaliby się na śmierć o sprawach, o jakich zazwyczaj ludzie prowadzą rozmowy. Najistotniejsze dla rozwoju cywilizacji idee przeważnie rodziły się w ciszy, tak umiłowanej przez wszystkich tych innych, dziwaków, nierzadko wyszydzanych i wyśmiewanych, którzy w samotności mierzyli się z problemami i tajemnicami, jakich większość istot myślących nie potrafi sobie nawet wyobrazić. Choć nie ma problemu z ocenieniem zawartości lodówki sąsiada z naprzeciwka oraz wycenieniem jego styczniowego wypadu do Egiptu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz