Zorganizowane grupy przestępcze od wieków mają jeden główny cel: wzbogacanie się na drodze nierzadko kolidującej z obowiązującym prawem. Policjanci z kolei niezmiennie próbują sprawić, aby mafie przestawały czerpać zyski z nielegalnych źródeł, a najlepiej, żeby przestały istnieć, co jest oczywistą utopią. Mafijna hydra ma nieskończoną ilość głów: pozbawiona jednej niemal natychmiast wystawia do walki dwie kolejne. A nawet cztery.
Czasem robi się o tym filmy. Także w Korei Południowej. Za kamerą staje wtedy scenarzysta kontrowersyjnego "I Saw The Devil", Hoon-jung Park. Lepiej być nie może.
Niełatwe zadanie postawił komisarz Kang przed Ja-Seongiem działającym od 10 lat w samym sercu “Goldmoon”, największego koreańskiego syndykatu. Wyczerpany życiem na krawędzi młody policjant otrzymuje ostatnie zlecenie związane ze śmiercią prezesa “Goldmoon” i zbliżającą się wojną o zwolniony fotel.
Pozbawiony wyboru Ja-Seong pod naciskiem Kanga przyjmuje zlecenie i robi to, co do niego należy, choć chwilami z pewnością przestaje wiedzieć kim jest naprawdę: policjantem czy gangsterem…
Operacja “Nowy Świat” wchodzi w decydującą fazę.
Parafrazując tytuł powieści Cornaca McCarthy koreański dramat gangsterski, prawdziwa perełka gatunku to nie jest film dla starych ludzi: potężna dawka okrucieństwa, nierzadko tego bodaj bardziej bezwzględnego od fizycznego, mentalnego sączy się niczym jad do zębów atakującego węża pewnego swojej wygranej. Stare serca mogą tego nie wytrzymać.
Żaden z bohaterów nie może być pewny niczego. I nie jest. Ci, którzy obnoszą się za bardzo z butą, żegnają się ze światem doczesnych trosk, a ich miejsce zajmują inni tylko dlatego, że tak po prostu było, jest i zawsze będzie.
Targany sprzecznymi uczuciami Ja-Seong tańcząc upiorny taniec śmierci na samej krawędzi życia jest bohaterem, o którym ciężko zapomnieć. Podobnie rzecz ma się z jego cynicznym, policyjnym zwierzchnikiem, komisarzem Kangiem, dla którego zainicjowana przed laty przez niego samego rozgrywka policjanci w ukryciu kontra mafia wydaje się stanowić coś w rodzaju partii szachów z bardziej wymagającym partnerem.
Zmuszany do najtrudniejszych, nierzadko okupionych krwią wyborów lawiruje Ja-Seong między przyjaźnią, jaką żywi dla Jeong Cheonga, przełożonego tytułującego go bratem, a lojalnością wobec policyjnej przeszłości.
Największą zaletą koreańskiej perełki jest nieoczywistość, która w przeciwieństwie do oczywistości namiętnie eksploatowanej w Hollywood wprowadza “Nowy Świat” w zupełnie inny wymiar, gdzie niekoreański widz zagubiony troszkę w innej kulturze bijącej z ekranu może poczuć naprawdę, że nic nie jest tym, czym zdawało się być.